1
Jedna pani miała córkę i pasierbicę. Do pięknej pasierbicy zjeżdżali się kawalerowie, a do córki nie. Macocha,
zazdrosna o jej urodę i powodzenie, sprawiła pasierbicy świński kożuszek i kazała jej pracować jak zwykłej służącej.
Pewnej niedzieli, kiedy pasierbica wybierała się do kościoła, macocha kazała jej pół korca maku zmieszanego
z prosem przebrać, każde osobno, a potem posprzątać.
Biedna sierota siedzi z płaczem i myślia sobie: „kiedy ja to przebiorę?” Wtem przyleciały gołąbki.
− Jedź do kościoła, my za ciebie tu wszystko zrobimy – zawołały i przebrały jej to proso i mak.
Dziewczyna zaś poszła do lasu, do dębu, o którym nikt prócz niej nie wiedział.
− Dąbku, dąbku, otwórz mi się po zielonym kłąbku! – powiedziała.
Dąb się otworzył, a ona wyjęła z niego suknię jak księżyc, aż łuna od niej biła. Po chwili z dębu wyskoczyły
też konie, kareta i stangret w błyszczącej liberii.
Zajeżdża kareta, dziewczyna do kościoła wchodzi, a tu wszyscy dziwią się, bo takiej pani bogatej jeszcze
nie widzieli. Jeszcze się nie skończyło nabożeństwo, a ona co prędzej wychodzi, a wszyscy kawalerowie prawie
w pogoń za nią. A ona im uciekła, suknię i wszystko w dębie schowała, świński kożuch włożyła i wróciwszy do domu,
wzięła się do pracy.
Macocha z córką przyjechała z kościoła i dziwią się, że wszystko zrobione.
W następną niedzielę macocha namieszała jeszcze więcej, cały korzec maku i prosa do przebrania. Kazała też
pasierbicy posprzątać i obiad ugotować.
Wszyscy pojechali do kościoła, a ona znów biedna siedzi i płacze. Przylatują te same co wprzódy gołąbki.
− Jedź do kościoła, my za ciebie tu wszystko zrobimy – wołają.
Pobiegła dziewczyna do dębu i rzekła:
− Dąbku, dąbku, otwórz mi się po zielonym kłąbku!
Dąb się otworzył i wyjęła z niego suknię jak słońce, która mieniła się takim blaskiem, że patrzeć na siebie nie dała.
1,2,3 5,6