2
Zajeżdża kareta, dziewczyna do kościoła wchodzi. A tamci kawalerowie rozlali beczkę smoły w drzwiach
kościoła, żeby dziewczyna uciekając, w smole ugrzęzła. Tymczasem ona to spostrzegła i chciała przeskoczyć, ale jej
noga ugrzęzła. Szarpnęła, pobiegła, ale bucik w smole pozostał.
Pojechała co prędzej do domu, karetę i konie schowała, ale sukni już zdjąć nie zdążyła, tylko zarzuciła
na siebie świński kożuszek. Kręci się po izbie, obiad gotuje, nakrywa, a tu przyjeżdża macocha z córką, a za nią
wszyscy kawalerowie. Mierzą, czyj to bucik, z czyjej nogi.
− To pewnie mojej córki – macocha mówi.
Mierzą bucik na córki nogę, ale nawet na palec nie chce wejść.
− Może by się na tę dziewczynę przydał – mówi jeden z kawalerów, wielki pan.
− Do czego to podobne, żeby to był bucik tego świńskiego kożucha – macocha na to.
Ale oni tego nie słuchają, tylko bucik mierzą, a tu kożuszek się odwija i łuna uderza po izbie. Macocha rzuca
się pytać, skąd u pasierbicy biednej taka suknia.
Ale już ten pan wielki nie ustąpił i pojął ją sobie za żonę, bo się bał, by jej macocha czego złego nie zrobiła.
Zaraz wziął ją do swego majątku i bal wydał dla całej okolicy.
1,2,3,4 6