3
Beze mnie każdy zasiew marnie zginąć, każdy błysk szybko zgasnąć, każdy przymiot przemienić się w przywarę,
a każda przywara na potwora wyrosnąć musi. Taką jestem i mam nadzieję, że przed prastarym, szanownym,
niezliczonymi zasługami opromienionym obliczem moim pierzchniesz jak mgła...
Smutek smutnie potrząsnął głową.
― Szanowną jesteś i pełną zasług, o Pracowitości, i temu nie przeczę bynajmniej. Gdybyś nie istniała,
nie istniałoby też nic wcale, bo nawet drobna ptaszyna, aby uwić swe gniazdo, i rybka, aby wyżywić się robaczkami,
i roślina, aby swe tkanki przez wciąganie w nie gazów przy życiu zachować, pomocy twej potrzebują. Cóż jednak,
skoro pomimo twego tak wyraźnego istnienia ja obok ciebie i tak jak ty dawno chodzę po świecie. Owszem,
w niezliczonych i niezwikłanych zwojach twojego szpiku i mózgu kryje się tyle krzywizn i ostrzy, od których zasłony
moje stają się jeszcze czarniejszymi i większa bladość pada mi na oblicze... Widzisz więc, że jak od wieków, tak
i nadal wspólnie po ziemi chodzić musimy.
Pracowitość była rozumną, więc zrozumiała, że Smutek miał słuszność, i z cichymi łzami w oczach odeszła.
Po jej oddaleniu się z uciszonych i przygasłych wysokości spłynęła postać wyniosła, spokojna, łagodna
i przyjaznym głosem do czarnej chmury Smutku przemówiła:
― Wiele przenikam i rozumiem, dlatego też w łonie moim tkwi wiele mieczów boleści. Nie znać tego
po mnie, bo dostojne znoszenie męczarni jest jednym z moich przymiotów. Nauczam wszystkich, a w samej
sobie noszę wieczne burze, przez to wzniecane, że umiem tak mało. Nieraz z rozkoszą mówię: „Wiem!”, lecz
częściej z żalem wyznaję: „Nie wiem!”. Beze mnie i świat byłby ciemny, jednak czuję, że zupełną światłością
nie jestem, i trawi mnie wieczna ku niej tęsknota. Widzisz więc, Smutku, że z bliska spokrewnionymi z sobą
jesteśmy. Jesteśmy nawet jako rodzeństwo, od poczęcia samego zrośnięte z sobą sercami; bo ktokolwiek
nie bywał smutnym, mądrym być nie może, a kto jest mądrym, smutnym bywać musi. Mnie zaś na imię Mądrość.
1,2,3,4,5 7,8,9,10