2
Morze - to nie rzeka, a ptak - to nie krowa!
Szczęśliwy, kto kocha rymowane słowa!
Rymuj mi się, rymuj, drogi mój wierszyku!
Stój w miejscu cierpliwie, składany stoliku!
Stoi stolik, stoi, zachwiewa się nieco.
Za stolikiem - morze, za morzem - Bóg wie co!
Napisawszy ten wiersz wuj Tarabuk odczytał go głośno i zawołał:
― Piękny wiersz! Jaki prawdziwy początek! Morze - to nie rzeka, a ptak - to nie krowa. Któż zaprzeczy
prawdzie tych słów! I jaki trafny koniec! Za stolikiem morze - za morzem - Bóg wie co. Rzeczywiście, za morzem
widać mgłę, a w tej mgle dal nieznaną. Jeden Bóg wie, co się w tej dali kryje. Dlatego też napisałem: za morzem
- Bóg wie co.― Wuj Tarabuk zatarł ręce z zadowolenia i wyciągnął z kieszeni butelkę z tajemniczym lekarstwem,
ażeby przepłukać gardło, nadwerężone głośnym odczytaniem świeżo napisanego wiersza.
Trudno uwierzyć, ile błędów ortograficznych zdążył popełnić wuj Tarabuk w tak krótkim wierszyku! Zamiast
„rzeka”, pisał „żega”, zamiast „ptak”, pisał „bdag”. Nie chcę wszystkich błędów wyliczać, aby nie ośmieszać mego
wuja, którego kocham i poważam. Zresztą sam wuj Tarabuk czuł, że pisze błędnie. A chociaż nie mógł swych
własnych błędów zauważyć, wszakże powtórnie wiersz przeglądając zaczął każde słowo o błąd podejrzewać. Szereg
tych nieustannych podejrzeń tak go zmęczył, że wreszcie poprawiwszy „bdaga” na „bdacha” zasnął snem nagłym,
smacznym i pokrzepiającym. Spał kiwając się bezwolnie nad składanym stolikiem i co chwila pochrapując - bo wuj
Tarabuk chrapać lubił i umiał.
1,2,3,4 6,7,8,9,10,11,12,13,14,15,...198