Że mimo wszystko, pomimo że życie tutaj wydawało się być tak kruche, jak tamten
fosforycznie połyskujący w ciemności kwiat — było warto.
Że wiedziałem już, że udało mi się — choć nikt tego nie wiedział jeszcze do końca
— ale naprawdę, udało mi się zwyciężyć.
Możecie myśleć sobie, że zwyciężyłem chorobę, albo strach, albo całe setki drobnych,
ale uciążliwych przeszkód — ale na pewno dobiegłem do jakiejś mety i teraz, kiedy na
ziemię opadają pierwsze chore liście, odbieram swoją nagrodę.
Słońce kładzie na alejce drobne cienie, wiewiórki przemykają przez trawnik, powiewa-
jąc puszystymi kitami, a ja siedzę pod starym kasztanem, na który przylatywała złotooka
sowa i piszę list.
Wieliczka, czerwiec 2007