73
moc Brodacza albo TDF-a, ale doszedłem do wniosku, że muszę przestać — a przynaj-
mniej spróbować przestać wyręczać się innymi…
Ostatecznie — dorastałem.
Pewnie, że powinienem był napisać list.
Koperta i papier, które przyniosła mi następnego dnia Siostra Pączek, przerażały mnie,
i to nie tylko dlatego, że nigdy dotąd nie pisałem prawdziwego listu — najwyżej maile,
sms–y, ale dlatego, że moje pismo, o które się nigdy specjalnie nie starałem, przypominało
wszystko, tylko nie rząd powiązanych ze sobą w czytelne słowa liter.
— To jest tylko twoja wina — powiedziała Siostra Pączek. — Prawda jest taka, że za-
wsze byłeś zbyt leniwy, żeby pracować nad sobą, a potem nie miałeś już okazji…
Pomyślałem, że lista rzeczy, które miałem do nadrobienia, chyba nigdy się nie skończy.
A Siostra Pączek podała mi kartkę w grube linie i ołówek.
— Pisz. — powiedziała.
— Co mam pisać? — zapytałem, biorąc ołówek w niezgrabne, kołkowate palce.
— Pisz, co chcesz — odparła. — Litery, cyfry… Co tylko przyjdzie ci do głowy.
Poprosiłem TDF-a, aby zabrał mnie z tym do parku. Usiadłem na ławce pod kaszta-
nowcem i długo, długo wpatrywałem się w pustą kartkę, aż wreszcie powoli, jak dziecko
w pierwszej klasie, najstaranniej jak tylko umiałem, napisałem na niej swoje imię.
A potem jeszcze raz, innym, pochyłym pismem. I jeszcze raz.
WOJTEK. Patrzyłem na czarne litery i zacząłem zastanawiać się, kim jest WOJTEK.
Miałem wrażenie, że jestem kimś zupełnie obcym dla siebie, kimś, kogo nie znałem.
Myślałem o tym, że Wojtek na pewno chciałby wrócić do domu, bo ma dość szpital-
nego zapachu i tupotu nóg w środku nocy na korytarzu, kiedy komuś, tak zupełnie nie na
miejscu nagle zachciało się umierać, a z drugiej strony nie wiedział, o czym mógłby rozma-
wiać z dawnymi przyjaciółmi i dlatego wolałby pozostać tutaj…
To wszystko było bardzo zawiłe i bardzo trudne, jeszcze trudniejsze, niż napisanie paru
starannych liter, więc wróciłem myślami do tamtego ranka, kiedy Królowa Jednej Nocy
zdążyła przekwitnąć, a my wróciliśmy do łóżek.
Jak dobrze było leżeć bez tych wszystkich rurek, móc obrócić się z boku na bok i na
brzuch, i z powrotem na plecy, zupełnie jak w wodzie.
Jak dobrze było poruszyć nogami i wiedzieć, że nie ugną się przy pierwszym kroku, tak,
jakby były z plasteliny.