7
ytanie, które postawiono w tytule, wcale nie jest niedorzeczne. Każdy
musi się skądś w z i ą ć, aby w ogóle b y ć.
„Skąd się tutaj wziąłeś?”– pyta przyjaciel przyjaciela, znajomy znajomego,
kiedy się niespodziewanie spotkają.
„A ty skąd?” – zadaje pytanie ten drugi i rozmowa toczy się dalej,
jak pomiędzy poważnymi osobistościami. Ale najpierw trzeba rzecz
ustalić.
Można się wziąć NI Z TEGO – NI Z OWEGO albo NI STĄD – NI ZOWĄD. Żyjątko było
jednak zbyt szacowną osóbką, aby się wziąć NI STĄD – NI ZOWĄD.
Żyjątko wzięło się z morza. Na dobrą sprawę wszyscy – jak tu siedzimy, stoimy, chodzimy,
biegamy (a niektórzy fruwają) – wzięliśmy się z morza. Przez miliony lat lądy były puste albo
gdzieniegdzie zalesione. Prawdziwe życie towarzyskie toczyło się w przepastnych oceanach.
Wystarczyło jednak, żeby znalazł się jeden WŚCIBSKI lub drugi CIEKAWSKI, któremu nie
starczyła rodzinna SADZAWKA, aby na lądy poczęły wyłazić – jedne po drugich – najrozmaitsze
stworzenia. To z nich wzięły się gady, płazy, ptaki, ssaki i wreszcie ludzie. A z ludzi wzięły się
domy, miasta, lotniska, muzea i baśnie.
Można więc śmiało powiedzieć, że nawet pióro i atrament, książka i druk, który właśnie czytacie,
wzięły się z morza. Na ziemi robi się ciasno, więc może tam kiedyś wrócimy?
Żyjątko nie ma tedy szczególnie oryginalnego w z i ę c i a s i ę. Ma takie sobie wzięcie, ani
gorsze, ani lepsze od innych.
Rozdział pierwszy
o tym, skąd się wzięło Żyjątko