9
ie pytajcie o to mędrców. Są zazwyczaj jacyś skwaszeni albo nie
wyściubiają nosa ze swoich bibliotek. Okazuje się, że wyściubianie
nosa to bardzo trudna nauka. I chyba trochę niebezpieczna.
Najlepiej spytać chłopaków z rozbitymi kolanami, dziewczyny,
które rozdarły spódniczki na płocie, albo artystów. Oni też są jak
dzieci: uciekają z domu, zrywają wiśnie prosto z drzew i bardzo
rzadko spoglądają na zegarki. Ogromnie często pracują, ale z wielką
miłością do tego, co zobaczyli: liście akantu, borsuka, kiedy człapie po ścieżce,
czarownicę na miotle, gawrona, kiedy kołysze się na boki. Potem jakimś znanym sobie cudem
wszystko to przerabiają w wielkie katedry, wspaniałe obrazy, muzykę i wiersze. Powtarzam:
zupełnie jak dzieci, które w szklanej kulce widzą całe mgławice gwiazd, w oberwanym guziku
zaczarowaną wyspę z czterema wulkanami, w cynowym żołnierzyku z oberwaną nogą armię
Napoleona, a w mydlanej bańce prawdziwy balon. O, przyjaźń dzieci i artystów wynika właśnie
z prawdziwego widzenia świata.
Żyjątko trafiło źle. Od razu natknęło się na białego kruka, ulubionego ptaka mędrców, którzy
– jak się rzekło – nie wyściubiają nosa.
Otóż Żyjątko stanęło na wielkim rozstaju, gdzie milionoskrzydły drogowskaz obracał się
z szaleńczym furkotem. Na samym szczycie tej nieznośnie roztrzepanej karuzeli siedział Biały
Kruk. Pachniał biblioteką i raz po raz otrzepywał skrzydła, spod których wylatywały roje
moli.
— Dokąd się wybierasz cudzoziemcze? — zwrócił się uprzejmie do Żyjątka.
— Nie wiem — zaambarasowało się Żyjątko — Po prostu idę w świat!
Rozdział drugi
co to właściwie jest świat?