19
samej rzeczy, Oberża była trochę przewrotna. To widziało się na
zewnątrz, a co dopiero od środka. Po ukośnej ze starości podłodze
wszystkie stoliki ześlizgnęły się pod jedną ścianę, a Główny Oberżysta
rozpaczliwie czepiał się bufetu, żeby nie wywinąć spoza niego kozła.
Poza tym wszystko radowało schludnością i widoczną troską gospodarzy,
a to, że trzeba było się od wysoko położnych drzwi turlać do najbliższych
stolików, stanowiło nawet pewną uciechę. Toteż śmiechu było co niemiara!
Na przykład dziwoląg sturlał się w postaci bardzo apetycznego strucla. Brakowało jedynie
maku, żeby go posypać. Radość wybuchła zwłaszcza wśród sporej grupki kelnerów, którzy na
widok wjeżdżających do oberży gości, kłaniali się z najwyższym entuzjazmem. Niektórzy nawet
klaskali w ręce i podskakiwali na jednej nodze, co raczej przystoi rozbawionym żurawiom, niż
poważnym jegomościom o twarzach nieco przypominających dzioby żółwi i jaszczurek. Ale
niech tam! Grunt, że będzie obiadek! Nie było mowy o żadnej przykrej niespodziance, albowiem
to samo zdanie wykrzyknęli chórem kelnerzy: — Nareszcie, no nareszcie będzie obiadek!
I nagle, jakby pod wpływem czyjegoś rozkazu energicznie rozsiedli się za stolikami, pod brodami
zawiązali serwety i jęli rytmicznie uderzać nożami w talerze.
Główny Oberżysta zwrócił się wpierw do BARDZOJAPANIĄPRZEPRASZAM:
— Pan wygląda na najbardziej zniecierpliwionego, toteż pana użyjemy do roznoszenia zup.
Dla kelnerów z lewej strony proszę podać rosołek, najlepiej z kaszką w kostki, a od prawej
poczynając – serwować barszcz z uszkami. Zupy są już gotowe, czekają oczywiście w kuchni,
gdzie przyrządzili je wcześniejsi goście. Pieczyste jednak trzeba dopiero upitrasić, czym zechce
Rozdział piąty,
czyli Przewrotna Oberża