27
wtedy właśnie Żyjątko spotkało Biedajstwo. Spotkanie to było
niecodzienne, jak wszelkie spotkania (wiadomo, że ludzie spotykają
się codziennie, wiadomo jednak, iż każde spotkanie jest niecodzienne.
KTOŚTAKWIDAĆUSTALIŁ.)Okoliczności były zgoła nietowarzyskie:
Żyjątko po obfitym obiedzie u Leśnika poszło przez pole i pospało się
w najbliższym stogu. Spało zdrowo, jak to jest w zwyczaju Żyjątek,
chrapiąc, posapując, a nawet gwiżdżąc pod wiatr. Tego dnia akurat
wiatru nie było, ale gdyby był...! Jak, myślę wiatr miał na tyle rozsądku, iż przeczuwał katastrofę.
Otóż ani rozsądku, ani delikatności wiatru nie wykazało Biedajstwo. Po prostu wylazło z jakiegoś
źdźbła słomy, rozsiadło się na oku Żyjątka i zaczęło uwierać.
— A cóż to mnie uwiera? — ocknęło się Żyjątko.
— Bóg zapłać za dobre słowo — rzekło Biedajstwo — jestem Biedajstwo i to właśnie ja
uwieram.
— Bóg zapłać za dobre słowo — powiedziało Żyjątko — ale dlaczego właśnie oko?
—Doprawdy? —przeraziło się Biedajstwo, siedząc nadal w oku Żyjątka —Ogromnie mi przykro.
KTOŚ TAK WIDAĆ USTALIŁ.
— Znasz TAKWIDACIA? — zainteresowało się Żyjątko.
— Ze słyszenia — odpowiedziało, spuszczając główkę Biedajstwo — TAKWIDACIOWI zupełnie
nie wpadłam w oko.
—Natomiast jeżeli chodzi o naszą sytuację—dyplomatycznie rozpoczęłoŻyjątko—rzecz... jakby
Rozdział dziewiąty,
czyli o tym, jak Żyjątko spotkało Biedajstwo