35
kurat Żyjątko, Biedajstwo i TAKWIDAĆ zasiedli do śniadania. Żyjątko,
które było gospodarzem, obmyśliło, aby śniadanie wystawić w ogrodowej
altanie. Pomysł wyborny: biały obrus pod strugami słońca, biały bez
zaglądający filuternie przez altanowe drabinki, biała chmurka na
porannym niebie, poza tym nic więcej. Śniadanko było więc skromne,
składało się jedynie z nabiału, ale trzeba wziąć pod uwagę, że niecały
tydzień temu Żyjątko wróciło z Tarapatów i niedługo czekała je podróż
w Kłopoty. TAKWIDAĆ – jak zawsze dżentelmeński i wyrozumiały – schrupał ze smakiem
kawałek zapachu bzu i stwierdził zdecydowanie:
— Lubię spożywać śniadanko w porze Akurat. Wydaje mi się, że to akurat bardzo stosowna
godzina. Myślę, moje drogie Biedajstwo, iż naszemu bardzo drogiemu Żyjątku należy
się pochwała za wyśmienite obyczaje i dobry smak.
—A tak, smacznego—zapłakało Biedajstwo i ukradkiem obgryzało sobie paznokieć. Nie uszło to
jednak uwagi Żyjątka. Otóż nabzdyczyło się ono okropnie, tak się nabzdyczyło, jak tylko można
się nabzdyczyć, chociaż właściwie jeszcze bardziej i oświadczyło z całym namaszczeniem:
— A ja nie lubię, gdy ktoś przychodzi do mnie na przyjęcie z własnym prowiantem.
I to w dodatku: z suchym prowiantem!
—Kiedy ja ten PALIC ssałom— powiedziało, zalewając się łzami Biedajstwo — a zatem Prowiant
czyli PAZNOGIEĆ był mokry.
— Paznokieć — poprawił taktownie TAKWIDAĆ.
Rozdział dwunasty,
czyli śniadanie pod białą chmurką
1...,25,26,27,28,29,30,31,32,33,34 36,37,38,39,40,41,42,43,44,45,...122