31
reszcie w zamieci gorejącego śniegu Żyjątko zauważyło coś w rodzaju
ogniska. Kiedy zbliżyło się — oczywiście ostrożnie — do TEGO CO
ŚWIECI WŚRÓD ZAMIECI, stwierdziło z prawdziwą rozkoszą, że to
nie jest TO CO ŚWIECI WŚRÓD ZAMIECI, ale że znowu udało mu
się zetknąć z URODZONYM POD BZEM, który niezwykle pracowicie
dłubał w ziemi. Ponieważ było ciepło i ozięble, to znaczy chciałem
powiedzieć — ciemno i w przeręble — URODZONY POD BZEM
roziskrzył sobie grzejąco świetliste fajerwerki. Czegóż on tam nie nasypał, nie rozniecił, nie
rozpłomienił? Gwiazdki na śniegu (wiadomo, że iskrzące) sople lodu (wiadomo, że parzące),
chrust z zamrożonych okien i szrony, te szrony, co na trawach trony zasiadają najbardziej
wysokie. A więc Żyjątko:
— O ile się nie mylę, to jesteś URODZONY POD BZEM? Mylam się?
— Nie mylasz się — odpowiedział, posapując URODZONY POD BZEM — wolałbym jednak,
żebyś mnie teraz nie nagabywało.
Żyjątko zarumieniło się i rzekło ze skromnym uśmiechem:
— Bardzo mi zależy, abyś wyrażał się ściśle.
URODZONY POD BZEM odrzucił łopatę (tę bardzo ważną łopatę, którą dłubał w ziemi):
— A czegóż to znowu nie uściśliłem?
— Pci — powiedziało Żyjątko.
— Co to jest peć? — zapytał URODZONY.
Rozdział jedenasty,
w którym URODZONY POD BZEM
pogłębia swoją wiedzę