7
Pojono ją winem i bulionami, więc stopniowo przychodziła do siebie. Ale pierwszego dnia, kiedy ją
posadzono na poduszce, zapytała matki:
– Mamo, czy to jest noc?...
– Nie, moje dziecko... A dlaczego ty tak mówisz? Ale dziewczynka nie odpowiedziała: spać się jej chciało.
Tylko nazajutrz, gdy w południe przyszedł lekarz, spytała znowu:
– Czy to jeszcze jest noc?...
Wtedy zrozumiano, że dziewczynka nie widzi. Lekarz zbadał jej oczy i zaopiniował, że trzeba czekać.
Ale chora, im bardziej odzyskiwała siły, tym mocniej niepokoiła się swoim kalectwem...
– Mamo, dlaczego ja mamy nie widzę?...
– Bo tobie oczki zasłoniło. Ale to przejdzie.
– Kiedy przejdzie?...
– Niedługo.
– Może jutro, proszę mamy?
– Za kilka dni, moja dziecino.
– A jak przejdzie, to niech mi mama zaraz powie. Bo mi jest bardzo smutno!...
Mijały dnie i tygodnie w ciągłym oczekiwaniu. Dziewczynka poczęła już wstawać z łóżeczka. Nauczyła
się chodzić po pokoju omackiem; sama ubierała się i rozbierała powoli i ostrożnie. Ale wzrok nie wracał.
Jednego razu mówiła:
– Prawda, mamo, że ja mam niebieską sukienkę?...
– Nie, dziecko, masz popielatą.
– Mama ją widzi?
– Widzę, moje kochanie.
– Tak jak i w dzień?