10
W piwnicy powietrze było chłodne, ściany wilgotne.
Przygłuszony turkot uliczny dolatywał z góry; inne odgłosy niknęły. To była noc dla ociemniałej.
Na strychu zaś, szczególniej w okienku, działo się całkiem inaczej. Tam hałasu było więcej
niż w pokoju. Kaleka słyszała turkot wozów z kilku ulic; tu skupiały się krzyki z całego domu. Twarz
jej owiewał ciepły wiatr. Słyszała świergot ptaków, szczekanie psów i szelest drzew w sąsiednim
ogrodzie. Tu był dla niej dzień...
Nie dość na tym. Na strychu częściej niż w pokoju świeciło słońce, a gdy dziewczynka skierowała
na nie przygasłe oczy, zdawało jej się, że coś widzi. W wyobraźni budziły się cienie kształtów i barw, ale takie
niewyraźne i pierzchliwe, że nic przypomnieć sobie nie mogła...
W tej właśnie epoce matka połączyła się ze swoją przyjaciółką ł przeniosła się do domu, w którym
mieszkał pan Tomasz. Obie kobiety cieszyły się z nowego lokalu, ale dla niewidomej zmiana miejsca była
prawdziwym nieszczęściem.
Dziewczynka musiała siedzieć w pokoju. Na strych i do piwnicy nie wolno było chodzić. Nie słyszała
ptaków ani drzew, a na podwórzu panowała straszna cisza. Nigdy tu nie wstępowali handlarze starzyzny ani
druciarze, ani śmieciarki. Nie puszczano bab śpiewających pieśni pobożne ani dziada, który grał na klarnecie,
ani kataryniarzy.
Jedyną jej przyjemnością było wpatrywanie się w słońce, które przecie nie zawsze jednakowo
świeciło i bardzo prędko kryło się za domami.
Dziewczynka znowu poczęła tęsknić. Zmizerniała w ciągu kilku dni, a na jej twarzy ukazał się wyraz
zniechęcenia i martwości, który tak dziwił pana Tomasza.
Nie mogąc widzieć, kaleka chciała przynajmniej słuchać wciąż najrozmaitszych odgłosów. A w domu
było cicho...
– Biedne dziecko! – szeptał nieraz pan Tomasz przypatrując się smutnemu maleństwu.