6
Dziewczynka zwykle siedziała przy oknie. Było to dziecko z ciemnymi włosami i ładną twarzyczką,
ale blade i jakieśnieruchawe. Czasami dziewczynkazapomocądwudrutówwiązałapasekzbawełnianychnici.Niekiedy
bawiła się lalką, którą ubierała i rozbierała powoli, jakby z trudnością. Czasami nie robiła nic, tylko siedząc w oknie
przysłuchiwała się czemuś.
Pan Tomasz nie widział nigdy, ażeby dziecię to śpiewało lub biegało po pokoju, nie widział nawet
uśmiechu na bledziutkich ustach i nieruchomej twarzy.
„Dziwne dziecko!” – mówił do siebie mecenas i począł przypatrywać się jej uważniej.
Spostrzegł raz (było to w niedzielę), że matka dała jej mały bukiecik. Dziewczynka ożywiła się nieco.
Rozkładała i układała kwiaty, całowała je. W końcu związała na powrót w bukiecik, włożyła go w szklankę
wody i usiadłszy w swoim oknie rzekła:
– Prawda, mamo, że tu jest smutno...
Mecenas zgorszył się. Jak mogło być smutno w domu, w którym on od tylu lat miał dobry humor!
Jednego dnia mecenas znalazł się w swoim gabinecie około czwartej. W tej godzinie słońce stało
naprzeciw mieszkania jego sąsiadek, a świeciło i dogrzewało bardzo mocno. Pan Tomasz spojrzał na drugą
stronę podwórza i widać zobaczył coś niezwykłego, gdyż z pośpiechem założył na nos binokle.
Oto, co spostrzegł:
Mizerna dziewczynka, oparłszy głowę na ręku, położyła się prawie na wznak w swoim oknie – i szeroko
otwartymi oczyma patrzyła prosto w słońce. Na jej twarzyczce, zwykle tak nieruchomej, grały teraz jakieś
uczucia: niby radość, a niby żal...
– Ona nie widzi! – szepnął mecenas opuszczając binokle. W tej chwili doświadczył kłucia w oczach
na samą myśl, że ktoś może wpatrywać się w słońce, które ziało żywym ogniem.
Istotnie, dziewczynka była niewidomą od dwu lat. W szóstym roku życia zachorowała na jakąś gorączkę;
przezkilkatygodnibyłanieprzytomna,anastępnietakopadłazsił, żeleżałajakmartwa,nieporuszającsięinicniemówiąc.