5
Lokal mecenasa składał się z dwu części. Czterywiększe pokojemiały okna od ulicy, dwamniejsze – od podwórza.
Paradna połowa mieszkania przeznaczona była dla gości. W niej odbywały się rauty, przyjmowani byli
interesanci i stawali krewni albo znajomi mecenasa ze wsi. Sam pan Tomasz ukazywał się tu rzadko i tylko dla
sprawdzenia, czy wywoskowano posadzki, czy starto kurz i nie uszkodzono mebli.
Całe zaś dnie, o ile nie przepędzał ich za domem, przesiadywał w gabinecie od podwórza. Tam czytywał
książki, pisywał listy albo przeglądał dokumenta znajomych, którzy prosili go o radę. A gdy nie chciał forsować
wzroku, siadał na fotelunaprzeciwokna i zapaliwszy cygaro zatapiał sięwrozmyślaniach.Wiedział on, żemyślenie
jest ważną funkcją życiową, której nie powinien lekceważyć człowiek dbający o zdrowie.
Z drugiej strony podwórza, wprost okien pana Tomasza, znajdował się lokal, wynajmowany osobom
mniej zamożnym. Długi czas mieszkał tu stary urzędnik sądowy, który spadłszy z etatu przeniósł się na Pragę.
Po nim najął pokoiki krawiec; lecz że ten lubił niekiedy upijać się i hałasować, więc wymówiono mu mieszkanie.
Później sprowadziła się tu jakaś emerytka, wiecznie kłócąca się ze swoją sługą.
Ale od św. Jana staruszkę, już bardzo zgrzybiałą i wcale zasobną, pomimo jej kłótliwego usposobienia
wzięli na wieś krewni, a do lokalu sprowadziły się dwie panie z małą, może ośmioletnią dziewczynką.
Kobiety utrzymywały się z pracy. Jedna szyła, druga wyrabiała pończochy i kaftaniki na maszynie.
Młodszą z nich i przystojniejszą dziewczynka nazywała mamą, a starszej mówiła: pani.
I u mecenasa, i u nowych lokatorów okna przez cały dzień były otwarte. Kiedy więc pan Tomasz usiadł
na swoim fotelu, doskonale mógł widzieć, co się dzieje u jego sąsiadek.
Były tam sprzęty ubogie. Na stołkach i krzesłach, na kanapie i na komodzie leżały tkaniny przeznaczone
do szycia i kłębki bawełny na pończochy.
Z rana kobiety same zamiatały mieszkanie, a około południa najemnica przynosiła im niezbyt obfity
obiad. Zresztą każda z nich prawie nie odstępowała od swojej turkoczącej maszyny.