- Matylda? Nasza Matylda??
- Rudy Zenek z niedowierzaniem kręcił głową.
- Niemożliwe - zawyrokował. - Nasza Matylda to żaba. Porządna, duża żaba,
a ty... ty jesteś... Ty na pewno nie jesteś żabą - stwierdził stanowczo.
- Ale to naprawdę ja, Matylda - zapewniała kijaneczka. - I jeszcze dziś rano
wyglądałam jak żaba...
- Adlytam? Adlytam?
- pytał po swojemu Łaciaty, obwąchując
zapłakaną kijankę.
- Przystanęłam na chwilę w kałuży, żeby się ochłodzić i nagle, niespodziewanie
zmieniłam się w kijankę - tłumaczyła Matylda, przełykając łzy.
- Kałuża... Znów kałuża...
- z namysłem powiedział
kruk Horacy. - Ale skąd kałuża? - zdziwił się nagle.
Zdziwił się nie bez powodu. Od kilku dni była piękna,
słoneczna pogoda, nie padało i na pewno
w okolicy nie było kałuż.
- Skąd ty wziąłeś kałużę, Łaciaty?
- pytał kruk Horacy.
- Chyba musiałeś jej długo szukać...