Ani mała, ani duża.
Używając określeń Kałużnika, nie była ani
wodnista, ani błotnista. Całkiem zwyczajna kałuża. Poza tym, że pojawiła się ni stąd
ni zowąd, w pogodny dzień na zupełnie suchej ścieżce, nie było w niej nic specjalnego.
- Ha, myślisz, że to taka sobie kałuża?! - oskarżycielskim tonem zawołał Kałużnik,
trafnie odczytując minę Rudego Zenka.
- No, to popatrz.
Wyskoczył z kałuży, pobiegł kilka kroków dalej, zostawiając wilgotne czteropalczaste
ślady na ścieżce, po czym zielonkawą, błoniastą łapką skinął na kałużę,
a ta posłusznie, niczym dobrze ułożony pies, przesunęła się za nim na nowe miejsce.
Kałużnik zasiadł w niej i rozegło się głośne plaśnięcie. Z tryumfalną miną popatrzył na
Rudego Zenka. Zenkowi ze zdziwienia pyszczek sam się otworzył, a potem sam zamknął.
- I co? Nadal myślisz, że to zwyczajna kałuża? - zapytał Kałużnik.
Rudy Zenek był pod większym wrażeniem tego, co zobaczył, niżby chciał przyznać,
więc tylko wzruszył ramionami.
- Ach, to tylko dobrze wytresowana kałuża - bagatelizował umiejętności kałuży.
- Mogłem się tego spodziewać! - wykrzyknął Kałużnik wyraźnie zirytowany odpowiedzią.
- To nie jest towarzystwo dla mnie! Albo zwyczajni ignoranci - obrzucił Rudego Zenka
wymownym spojrzeniem - albo jakieś dzikie skoki i hałasy. Rano pracowałem właśnie
nad moim Traktatem, a tu nagle jakiś łaciaty psiur wpadł z rozpędem do mojej kałuży
- opowiadał z oburzeniem Kałużnik - i omal mnie nie stratował...
- To musiał być Łaciaty
- stwierdził podekscytowany Rudy Zenek.
- No przecież mówię, że łaciaty - lekceważąco odparł Kałużnik - i na dodatek strasznie
hałaśliwy. Ale dałem mu nauczkę - dodał ze złośliwym uśmieszkiem.
- Wyskoczył z mojej kałuży jak oparzony - zachichotał - i zupełnie nie wiedział, co się
z nim dzieje. Miał taką głupią minę, gdy robił wszystko na opak...