Następne błękitne kółko rozpłynęło się w powietrzu.
— Myślisz, że on je widzi? — zapytałem, a Dziadek pokiwał głową.
I od tego czasu w niedzielę po obiedzie chodziliśmy do Parku, siadaliśmy pod akacją
i Dziadek puszczał w niebo błękitne kółka, które Misiek chwytał w zęby wysoko, za Tę-
czowym Mostem.
Jednak pewnego dnia gdy dotarliśmy pod akację, zauważyłem, że Dziadek jakby trochę
szybciej się zmęczył.
— Serce już nie to — powiedział i oparł się plecami o pień drzewa.
Trawa, której dotykałem dłonią, była ciepła i szorstka jak sierść mojego psa, a kora
drzewa pomarszczona jak policzek Dziadka.
— A ludzie, Dziadku? — zapytałem.
Dziadek odłożył fajkę.
— Ludzie… — powtórzył. — Mówią, że jest takie miejsce…
— Wiem! — wyrwało mi się. — Jest Niebo i Piekło!
Ale Dziadek popatrzył na mnie poważnie i powiedział:
— Te są tutaj. Człowiek umieszcza się w nich tu i teraz.
— A… potem, Dziadku?
Spojrzałem mu prosto w oczy.
Dziadek był naprawdę stary, ale jego oczy były zupełnie jak oczy dziecka — jasne i błę-
kitne, jak niebo nad parkiem.
— Myślę, że mają swój kawałek za Mostem — powiedział.
Następnego dnia obudził mnie sygnał karetki. Odwróciłem się na drugi bok i wcisnąłem
ramieniem pod poduszkę. Nie miałem ochoty budzić się — śnił mi się Misiek, biegający po
tęczowej trawie i chwytający w zęby niebieskie kółka. Nie rozumiałem jednak, skąd na tej
łące nagle znalazł się mój Dziadek…
Dziadek umarł po południu, a ja jakoś nie mogłem płakać. Myślałem o tym, że chodzi
po wielkiej łące, że Misiek chwyta go zębami za spodnie, zapraszając do zabawy i moje
szczęście, że nie przyszło mi do głowy komukolwiek o tym powiedzieć, bowiem ciotka
i tak orzekła, że mam zaburzenia emocjonalne, bo Ilonka i Ada płakały od rana, a ja siedzia-
łem na fotelu i obgryzałem paznokcie…