17
ławki, że nie ma nic śmiesznego w tym, że lubi grać w piłkę nożną i wiele, wiele innych
rzeczy.
Tak mnie to myślenie pochłonęło, że nawet kleik, który dostałem na obiad, smakował
jak najlepsza na świecie potrawa.
Wieczorem zaczęła boleć mnie noga. Kręciłem się i wierciłem na łóżku, ale nic nie
pomagało, zaciskałem zęby i gryzłem rożek poduszki, ale wszystko tak, aby nie zauważyła
Siostra Pączek, bo jeszcze gotowa była z powrotem przesunąć moje łóżko pod ścianę,
a Dziadek — czego byłem pewien — mógł pojawić się w każdej chwili.
I nie myliłem się. Kiedy zgasły światła, okno uchyliło się, jakby popchnął je podmuch
wiatru i na poręczy łóżka bezszelestnie wylądowała ogromna sowa. Rozłożyła skrzydła
i spojrzała na mnie wielkimi, złotymi oczyma.
— Siadaj — powiedziała.
— Gdzie? — zapytałem, próbując podnieść się tak, aby nie dostrzegła tego Siostra
Pączek.
— Na mój grzbiet — powiedziała sowa.
Pióra sowy były ciepłe i miękkie. Zapadłem się w nie jak w świeżą pościel.
— Trzymaj się mocno — sowa uniosła się tak lekko, jakby nie czuła mojego ciężaru
i wyleciała przez otwarte okno.
Nad parkiem przy szpitalu wisiał ogromny, złoty księżyc. W jego świetle drzewa były
prawie czarne, wiatr delikatnie poruszał gałęziami, a rozczochrane cienie kładły się na
chodnik.
Nocne miasto, widziane z lotu ptaka, wyglądało zupełnie inaczej — obco — ale nie było
w nim niczego, czego mógłbym się bać. No i ostatecznie nie byłem sam.
Przelecieliśmy nad dachem mojego domu, gdzie wszystkie okna były już ciemne. Po
chodniku przecinającym osiedle, noga za nogą, powoli szła jakaś postać.
Sowa zniżyła lot.
— Dziadku, ja ją znam — wyszeptałem, a sowa bezszelestnie wylądowała na gałęzi
starej lipy, rosnącej pośrodku skweru.
Przygarbiona postać zatrzymała się na chwilę i postawiła na ziemi ciężką torbę.
— Kici, kici — zawołała cicho, prawie szeptem i z piwnicznych okienek jeden po dru-
gim zaczęły wyłaniać się nieduże cienie. Niektóre szły śmiało, z ogonami uniesionymi jak
chorągwie, inne sunęły na ugiętych łapach, w każdej chwili gotowe rzucić się do ucieczki.