19
— To Wariatka Kociamatka — szepnąłem, a sowa z dezaprobatą potrząsnęła skrzyd-
łami…
— To nie ja ją tak nazwałem — wtuliłem twarz w pióra pachnące ciepłem i powie-
trzem. To chłopcy z podwórka…
Stara kobieta stała na chodniku otoczona gromadą piwnicznych kotów. Ich grzbiety
delikatnie poruszały się i miałem wrażenie, że stoi po kolana w wodzie.
— Psssssik — rozległo się nagle z uchylonego okna i gromada kotów rozpierzchła się
na wszystkie strony. — Wariatka Kociamatka! Kociara Śmieciara!
Sowa nastroszyła pióra.
Potrząsnęła skrzydłami i jedno małe piórko zawirowało w powietrzu.
— Czar pierwszy! — zahukała, a ściany podwórka zwielokrotniły jej głos. — Czas na
czar Pierwszego Pióra!
— Dziadku… — szepnąłem zdumiony. — Ty…
Mały, pręgowany kociak, który ze strachu zapomniał, gdzie ma uciec, podniósł głowę
i rozejrzał się dokoła, po czym żałośnie miauknął.
— Uciekaj, uciekaj — zawołała staruszka, bo drzwi klatki schodowej otworzyły się
i stanął w nich Cztery Paski, największy chuligan na całym osiedlu.
Ale mały kotek ani myślał uciekać. Wyprostował się i zaczął gwałtownie rosnąć. Był
już wielkości sporego psa, i rósł coraz bardziej. Jego futro nagle zmieniło kolor i z szarego
stało się pomarańczowo-czarne, połyskujące w świetle latarni.
Cztery Paski powoli zaczął wycofywać się w stronę klatki schodowej, ale tygrys był
szybki jak błyskawica.
Ogromne, pręgowane cielsko zatarasowało wejście. Błysnęły zielone oczy.
— Jak raczyłeś nazwać tę zacną kobietę? — wycedził przez zęby tygrys.
Cztery Paski jakoś dziwnie zmalał.
— Ja… ja… ja… ja… — powtarzał zupełnie jak zepsuta płyta.
Tygrys parsknął cichym śmiechem. A potem wyciągnął ogromną łapę i zahaczył ostrym
pazurem o firmowe, szeleszczące dresowe spodnie, rozdzierając nogawkę z góry na dół.
— Na drugi raz… — syknął ostrzegawczo — będzie więcej adrenaliny…
A potem podniósł łeb obramowany białymi bokobrodami i zapytał:
— I jak, może być?
Sowa zaniosła się głośnym śmiechem.
1...,8,9,10,11,12,13,14,15,16,17 19,20,21,22,23,24,25,26,27,28,...76