27
A to przecież ze mną powinien rozmawiać.
Nie to, co mój Dziadek.
Dlatego nigdy, ale to nigdy niczego się nie bałem, kiedy był obok.
Dorośli miewają też czasami bardzo głupie pomysły, jakie żadnemu albo prawie żadne-
mu dziecku nie przyszłyby do głowy.
Żeby dać odpowiedni przykład, wcale nie musiałem się zastanawiać, bo akurat
przelatywaliśmy nad starą przystanią kajakarską, gdzie od dawna nie widziano żadnego
prawdziwego kajakarza, za to dorośli przychodzili tam pić wódkę i robić różne głupie
rzeczy.
Tym razem pierwszy zauważył ich Dziadek. Zniżył lot i miękko osiadł na daszku
przystani.
Spojrzałem w dół.
Stali, tworząc ciasny krąg, otaczający dwu stojących pośrodku. Ci pośrodku trzymali na
smyczach psy i szczuli je na siebie.
Psy chyba nie miały ochoty się gryźć, bo tylko warczały i ani jeden ani drugi nie robił
najmniejszego kroku w przód. Za to na bardziej rozjuszonych wyglądali ich właściciele.
— Oddajcie nasze pieniądze! — krzyknął któryś z gapiów, a reszta skwapliwie pod-
chwyciła okrzyk.
Jeden z psów zrezygnował z warczenia, usiadł i zaczął drapać się tylną łapą za uchem.
Drugi też nie wyglądał groźnie. Miał maślane futro, zupełnie jak Misiek, i dobroduszny
wyraz pyska.
Właściciel tego pierwszego wyjął z kieszeni kurtki krótką pałkę. Podniósł ją do góry,
a sowa rozpostarła ogromne skrzydła.
— Czar drugiego pióra! — zawołałem, i drugie nieduże piórko zawirowało
w powietrzu.
Krzyki i wrzaski niespodziewanie ucichły, bo jeden z psów, ten którego swędziało ucho,
nagle stanął na dwóch łapach.
Drugi pokazał w uśmiechu ostre, białe zęby i ukłonił się, zupełnie jak cyrkowy pudel.
— Mam zaszczyt — powiedział — zaprosić państwa na walkę Adiego i Seba. Jeżeli
chodzi o mnie, jestem zmuszony, ale jedynie z czystej lojalności, postawić na Adiego, choć
prawdopodobnie nie ma szans z Sebem.
Spojrzał na swego towarzysza i klasnął w łapy.