31
Czar trzeciego pióra
Kiedy Artka wypisali do domu, wszyscy odetchnęli z ulgą. Siostra Pączek mogła spo-
kojnie zająć się tymi, którymi naprawdę trzeba było się zająć, a Szymek i Bastek mogli
wymiotować, ile tylko chcieli.
Chyba najmniej kłopotliwy na naszej sali byłem ja. Nie przyciskałem bez przerwy
dzwonka, nie grymasiłem przy jedzeniu i starałem się, żeby nikt nie widział, że mnie boli.
I to wcale nie dlatego, że chciałem być taki, jak Sture Modig, o którym czytałem w książce
do polskiego, ale dlatego, że wszyscy na raz zaczęliby się mną zajmować — a ja po prostu
nie miałem na to siły.
Bo, jak już dawno zrozumiałem, trzeba mieć naprawdę dużo siły, aby chorować.
Pewnie dlatego, że byłem taki, jaki byłem, pani psycholog upatrzyła sobie mnie na na-
stępną ofiarę.
Na początku po prostu tylko przychodziła, żeby zobaczyć, jak się czujemy i nie mówiła
nic, tylko od czasu do czasu spoglądała na moje łóżko.
A wieczorem, jak gdyby nigdy nic, wzięła stołeczek i usiadła obok mojego łóżka.
Przejrzała książki, które leżały na stoliku, poprawiła kokardę pluszowemu psu i zapyta-
ła, czy mam prawdziwego psa.
1...,20,21,22,23,24,25,26,27,28,29 31,32,33,34,35,36,37,38,39,40,...76