103
RODZONY POD BZEM miał tego dnia szczególne szczęście do
niespotykanych spotkań, a poza tym do niczego. Otóż trudno sobie
wyobrazić, że kiedy wyszedł na karczowisko, bo było blisko, natknął się
na MIĘSKO, które siedziało na najwyższym pniaku. Wszystko byłoby
w najlepszym porządku, gdyby MIĘSKO czegoś nie przekręcało.
— Coś mi tu przekręcasz — powiedział z dezaprobatą URODZONY
POD BZEM.
— Wreszcie i ja przekręcam! — odezwało się z tupetem MIĘSKO — dość już mnie
przekręcano.
— W całej rozciągłości cię rozumiem — przytaknął z dyskretnym współczuciem URODZONY
POD BZEM — ale co ty tam przekręcasz?
— Jakże co? — odpowiedziało MIĘSKO — Maszynkę do przekręcania mięska.
— No tak — zgodził się URODZONY POD BZEM — kto maszynką wojuje, od maszynki
ginie.
Odszedł na paluszkach i tylko przez ramię spojrzał na karczowisko. MIĘSKO w tej chwili
przekręciło maszynkę korbką do przodu.
A w łopuchu głuchy siedział sobie głuszec i na wszelki wypadek zagłuszył to przekręcanie.
I znowu byłoby wszystko w porządku, gdyby spod kopru w postaci Kopernika nie wyszedł
tajemniczy chrząszcz imieniem Galileusz i nie powiedział:
— A jednak się kręci!
URODZONY POD BZEM zdążył dać dyla, mięsko się zapeklowało, a głuszec oniemiał.
No i właściwie było już PO HERBACIE.
Rozdział czterdziesty drugi,
czyli Przekręcanie maszynki