96
AKWIDAĆ podjął coroczny obowiązek spisania wszelkich żyjątek.
Przyszedł PISKORZ. Miał być spisany.
Biedajstwo pracowało wtedy jako sekretajstwo TAKWIDACIA i z bardzo
zmarszczoną brwią zapytało urzędowo:
— Cóż mam pisać szefie?
TAKWIDAĆ był akurat tego dnia po wyrwaniu zęba i z przyczyn od
niego niezależnych odrzekł z namaszczeniem:
— PISZKOSZ!
— Kosza się nie pisze — odrzekło, oglądając świeżo wylakierowane paznokcie, Biedajstwo — kosz
się plecie.
— Kto tu plecie!? — oburzył się TAKWIDAĆ — Ja plotę?
— Pan plecie — westchnęło sekretaryjnie Biedajstwo i natychmiast poszło nastawić wodę
na herbatę.
— To gdzie ten kosz? — fuknął zażenowany TAKWIDAĆ i wzniósł palce pełne gorączkowej
niecierpliwości.
— Chyba kawałek jest we mnie — przyznał przewidująco PISKORZ i na wszelki wypadek
się usprawiedliwił — jednakże ja mam koniec na erzet.
— Współczuję Panu — podniósł się zza biurka TAKWIDAĆ. Mieć koniec na erzet to kalectwo.
Przecież tam po swojemu, mimo pańskiej ułomności, jakoś tam Pana zapiszemy. Ale ja sobie
Pana popamiętam!
— U popa mięta do szczętu zwietrzała — zwiesił smutnie płetwy PISKORZ.
Rozdział trzydziesty dziewiąty,
czyli Spis Piskorza