90
I, jakby dziękując za tak stanowcze stanowisko, wychynęła spośród bodiaków w łowickim
staniku maleńka BALLADYNA.
— Kto ty jesteś? — zapytał rozczulonym głosem URODZONY POD BZEM — Czy ja znam cię
z lekcji polskiego?
— Chyba cię odurzył SEN NOCY LETNIEJ — zafurkotała kolorową spódniczką i zadzwoniła
dzwoneczkami rzekoma BALLADYNA — znasz mnie z przyrody. Jestem Belladonna.
URODZONY POD BZEM uściskał Belladonnę z całej mocy:
— Więc jesteś Ziółkiem, droga siostrzyczko?
— Jestem panna Bylinianka. Proszę mnie nie obrażać, łaskawy panie URODZONY POD
BZEM.
Ale nie obraziła się, jedynie udawała urażoną. Zaledwie do czasu, kiedy to – trzymając się
za ręce – nie wybiegli na rozległe gołoborze, a zaraz potem na widnosiężną łąkę Wełnianki.
URODZONY POD BZEM stanął jak wryty.
— Dlaczego stoisz? — szarpnęła go za rękę Belladonna.
— Jestem jak wryty! — wyjąkał z wysiłkiem URODZONY POD BZEM.
W puszystej jak śnieg zamieci Wełnianki, nad nigdzie nie obrzeżoną łąką spacerowały Dzienne
Motyle. Niektóre całymi rodzinami, niektóre z narzeczonymi, były zaś i samotne, ale tak samo
pogodne i kolorowe. Ileż napowietrznych ukłonów, towarzyskich ceregieli, ileż dopytywań
o zdrowie, o to, co słychać, a osobliwie o to, jak leci!
Najbardziej od białych łanówWełnianki odbijała się ogólnie lubiana gromadka osieroconych braci
Czerwończyków: najstarszy — Czerwończyk Płomieniec prowadził za skrzydełko najmłodszego
Czerwończyka Dukacika i oni to spacerowali przodem.
Dopiero za nimi postępowała trójka średnich braci: Czerwończyk Zamgleniec, Czerwończyk
Żarek i Czerwończyk Uroczek.
W pobliżu Pań spacerował uwodzicielski Modraszek Adonis, swoją dumną, ale niezbyt mądrą