83
aluszki traw zdrętwiały od szronu. Jeże ubrały się w śniegowe czapy
i kłaniały się sobie dostojnie, ruszając soplowatymi ryjkami. Wróble,
trznadle i sikorki haftowały na białym nieoczekiwanym obrusie
drobniutkie ażury. Zobaczywszy to wszystko, URODZONY POD
BZEM wyciągnął z kieszonki w kamizelce Wniosek i zapytał:
— Jaki masz wniosek?
— Taki mam wniosek — odpowiedział Wniosek — że to chyba zima.
— No to trzeba zrobić Kulig — zadumał się URODZONY POD BZEM i zasięgnął języka
w sprawie wehikułu. Język wysunął się łagodnie z różową propozycją, żeby w celu KULIGA
użyć SAMOWARA.
Nie było trudno przewidzieć, że samowar zwyczajem wszystkich samowarów świata pojedzie
do Tuły. I znowuż trudno było zabaczyć, że Tuła pełna samowarów (a w ogóle to nimi bardzo
znudzona) odtrąci KULIG NA SAMOWARZE. Wtedy KULIG zawrócił NA DZIKI ZACHÓD
ODGARWOLINA, ale Samowar widać nie dał za wygraną i znowu pospieszył do Tuły. Ponieważ
i tym razem Tuła okazała się niezbyt gościnna, Samowar dał dyla z powrotem NA DZIKI
ZACHÓD OD GARWOLINA.
— Ten kulig na Samowarze jest dziwnie męczący — powiedziało Biedajstwo szeptem do Żyjątka
— przypomina mi to huśtawkę albo wahadło, a wiesz, że ja cierpię na morską chorobę.
— Zupełnie się z paniami zgadzam — powiedział zdyszany KULIG — ja też mam dosyć tego
galopowania wte i wewte.
I tak się skończyło, ale nie dla Samowara, który już zupełnie samotny pognał przez śniegi,
zamiecie, oblodzone jeziora w kierunku Tuły.
Rozdział trzydziesty czwarty,
czyli KULIG