112
— To przecież nielogiczne mój zacny kuzynie Cietrzewiu, wszakże wiesz z nazwiska, że jestem
Głuszec.
— Ale mnie chodzi o twój uszec, a nie o nazwisko — wykrzykiwał niezwykle zjeżony
Cietrzew.
— Czy chcesz mnie zanudzić twoim sakramentalnym pytaniem? — ocknął żałośnie drugie oko
Głuszec.
— O kapitanie! — naindyczył się Cietrzew — Widzę, że nie opuściła cię pamięć. A więc pytam
z całą powagą:
— Czy nadal bolą cię trzewia?
— Wątpię — odpowiedział rytualnie Głuszec — bolą mnie wątpie i wreszcie idź do Kaduka.
Zgodnie ze zwyczajem Cietrzew rozpatrywał sprawę to z tej, to z tamtej strony, a potem udawał
się do Kaduka, zapominając, że Kaduk był diabłem w pobliskim młynie, umarł ze starości,
a za swoje przecherstwo dawno znajdował się w piekle.