30
Tymczasem Kierownik liczył wielkie srebrne monety, które zebrał wśród
urzędników na budowę szkół powszechnych. Gdy wymawiał piękne, długie
słowo „sto pięćdziesiąt siedem”, woźny uchylił drzwi i szepnął:
— Pan Żabot chciałby mówić z panem Kierownikiem.
— No, niech wejdzie — rzekł Kierownik, wsypując wielkie srebrne pienią-
dze w szufladkę Młynka.
Ale pan Żabot, który już stanął w drzwiach, zdążył zobaczyć, jak Kierownik
wsypywał pieniądze do szufladki. Na widok monet oczy błysnęły mu jak gwiaz-
dy, gdyż na monety był tak łakomy, jak na chałwę. Pan Żabot słynął bowiem
w całym mieście jako największy obżartuch.
Od rana do wieczora krążył po domach udając nieszczęśliwego, co nie
jadł tydzień, i wyłudzał pieniądze niby to na lekarstwo dla swej chorej bab-
ci. W gruncie rzeczy każdą wyłudzoną sumę natychmiast trwonił na chałwę.
Łakomy oszust miał jednak za swoje. Ustawiczne jedzenie chałwy doprowadzi-
ło go do takiej otyłości, że z trudem przeciskał się przez najszersze drzwi. Pan
Żabot był akurat tak otyły jak balon. Nawet krążyły plotki, że w dni pogodne
fruwa nad miastem na swym brzuchu. Ale w tej chwili pan Żabot nie fruwał.