40
— Ratunku! — zawołała Szyba.
Jej krzyk został wysłuchany. Bo powstał ogromny wiatr, podbił szufladkę
z Szybą wysoko-wysoko do góry i po paru minutach i Szyba, i szufladka znik-
nęły z oczu Młynka.
— Odczepiła się ode mnie na zawsze — rzekł Młynek. — Tylko szufladki
szkoda. Były w niej moje dokumenty osobiste, a co najważniejsze — pamiątko-
wa fotografia.
Huragan, co powstał przed chwilą, był to najstraszniejszy huragan, jaki kie-
dykolwiek dął na ziemi. W górze, wysoko, nad ziemią, było trochę ciszej. Ale
i tam uczeni profesorowie z trudem dokonywali swych pomiarów. Każdy balon
wylądował gdzie indziej. Pierwszy w Meksyku, w miejscowości Nueve Leon.
W dali, jak za mgłą, widniało pasmo górskie, na pierwszym planie rosły wyso-
kie jak drzewa krzaki dracenowe. Pomiędzy dracenami odpoczywał na koniu
Meksykanin w ogromnym kapeluszu, tęsknie zapatrzony w horyzont. Skwar
płynął z nieba, jak roztopione złoto, załomy skał były puste i łyse jak w pierw-
szych dniach Stworzenia. Z całego krajobrazu tchnęło pustką i rozpaczą.