Mlynwk do kawy - page 60

60
W końcu, gdy wszystkie przygody przezwyciężył, znalazł się na brzegu olbrzy-
miego morza. W dali ciemniała wyspa Atra.
Już po zapachu poznał (a któż ma lepszy węch niż młynki do kawy?), że
trawa wyspy jest przypalona. To, co zobaczył dalej, było straszliwie smutne: wy-
socy ludzie bawili się ołowianymi żołnierzykami.
Wąską dróżką zbliżały się ku sobie co chwila nowe armie, ludzie wołali
„kłuj, kłuj!” i ołowiane żołnierzyki, przebijały sobie serca bagnetami. Widząc
to, ołowiane matki ołowianych żołnierzyków umierały z rozpaczy w małych,
ołowianych domkach. A źli ludzie strzelali i strzelali z armat. A jak im znudziło
się strzelanie, siadali do samolotów i zrzucali z góry na ołowianych żołnierzy-
ków bomby z trującymi gazami. Potem znowu wracali na ziemię i badali sta-
rannie poziomice na mapach.
— Nie, nie, tak być nie powinno! — zawołał Młynek, bo przypomniał sobie
wszystkie mądrości, które poznał z łacińskich książek w grocie jeża. I poszedł
do najwyższego pana z wielkimi, czarnymi bokobrodami, tego, który ze wzgó-
rza kierował całą bitwą.
1...,50,51,52,53,54,55,56,57,58,59 61,62,63,64,65,66,67,68,69,70,...86
Powered by FlippingBook