55
Dziadek z wyraźną ulgą wylądował na parapecie mojego okna.
Objąłem go mocno za szyję i wyszeptałem tam, gdzie według mnie powinno się znajdo-
wać sowie ucho, że jeśli chodzi o mnie, to zawsze ale to zawsze byłby mi potrzebny.
I już miałem wrócić do łóżka, gdy nagle coś mi się przypomniało.
— Dziadku… a czar?
Dziadek wsunął dziób pod skrzydło i podał mi nieduże piórko.
— Dzisiejszej nocy moc należy do ciebie — powiedział i odleciał na miękkich skrzyd-
łach w kierunku parku otaczającego wysypisko niepotrzebnych Dziadków.
Ledwie zdążyłem wsunąć się pod kołdrę, na salę wszedł Brodacz.
Podszedł do mojego łóżka i uśmiechnął się.
— Podobno pobiłeś nowy rekord? — zapytał.
Przytaknąłem.
Brodacz usiadł na fotelu tuż przy moim łóżku i spojrzał na pióro, które obracałem
w palcach.
— Prawdziwe sowie pióro — powiedział i połaskotał mnie po nosie.
I wtedy, zupełnie nieoczekiwanie, coś we mnie pękło. Ukryłem twarz w zielonym far-
tuchu Brodacza i rozpłakałem się…
Ale nie płakałem nad sobą.
Płakałem nad tym wszystkim, co zobaczyłem, a co według mnie było nie tak.
— No, co się dzieje? — zapytał Brodacz jakoś dziwnie nie po swojemu i wytarł mi
twarz kawałkiem ligniny.
— Dlaczego to wszystko jest TAKIE? — zapytałem, przełykając łzy. — Cztery Paski,
głupi dorośli… Zawahałem się — i Yul…
Brodacz przytulił mnie do siebie.
— Więc dowiedziałeś się… — powiedział, a ja skinąłem głową, bo nie mogłem już nic
więcej powiedzieć.
Chwilę milczeliśmy, a potem Brodacz odsunął mnie od siebie i zobaczyłem łzy spływa-
jące po jego policzkach.
— Dorastasz, Wojtku — powiedział, nie ocierając łez… — Chcesz sprawić, żeby złe
zamieniło się w dobre… Też byłem takim chłopcem. To boli, ale warto.
— Więc dlaczego… dlaczego, skoro pan był dobry… Yul…
Brodacz odetchnął głęboko.