47
Czar piątego pióra
Zaraz jak tylko otworzyłem oczy, zacząłem, podobnie jak poprzedniego dnia, poruszać
najpierw palcami, potem stopami, a potem podciągałem nogi. „Podciągałem” to może
trochę za duże słowo, no, po prostu przesuwałem je po prześcieradle do momentu, aż
zginały się w kolanach, a potem prostowałem je w podobny sposób.
Nie było to może zbyt efektowne, ale Siostra Pączek z uznaniem pokręciła głową i dała
mi kartkę i ołówek, żebym zapisywał swoje rekordy.
Nigdy nawet nie przypuszczałem, jak bardzo bicie takich małych rekordów może
umęczyć.
Ruszałem nogami, liczyłem, zapisywałem na kartce i zapadałem w drzemkę.
Wiewiór pojechał na mierzenie protezy, do Bastka przyjechała mama i zabrała go do
świetlicy, Szymek poszedł na jakieś skomplikowane badania, a ja zostałem sam ze swoimi
rekordami, kartką i ołówkiem.
Zapisałem, co należało i przymknąłem oczy.
Pewnie wyglądałem na pogrążonego we śnie, bo kiedy Brodacz wszedł do sali, nie za-
gadał do mnie, jak robił to zwykle, tylko podszedł do łóżka Wiewióra i usiadł na nim ciężko
jak spracowany albo bardzo smutny człowiek.
Uchyliłem leciutko jedno oko i zobaczyłem, że Brodacz gładzi oparcie łóżka tak, jakby
była to czyjaś ręka.
A potem westchnął głęboko i jakoś dziwnie przetarł oczy.
Kiedy do sali wszedł TDF, Brodacz szybko wziął do ręki kartę Bastka i zaczął ją pilnie
studiować.
— A jak tam Wojtek? — zapytał, nie odrywając oczu od karty.
— W porządku — odpowiedział TDF i zapytał Brodacza, czy nie miałby ochoty rzucić
okiem na moje rekordy.
Pomyślałem sobie, że nigdy nie zależało mi na ładnym piśmie i że Brodacz będzie miał
ciężki orzech do zgryzienia z tymi rekordami.
Ale Brodacz chyba odczytał wyniki, bo uśmiechnął się i podał kartkę TDF-owi.
A wtedy TDF spojrzał na niego i położył mu rękę na ramieniu. Taka poufałość zasko-
czyła mnie ogromnie — ale Brodacz tylko uścisnął tę rękę, zadarł głowę do góry i po-
wiedział: