47
iedajstwo nigdy nie było na tyle Biedajstwem, żeby we wszystkim
okazać się Biedajstwem. Biedajstwo chomikowało. Nie oznacza to,
że miało coś osobliwie wspólnego z chomikiem, lecz raczej z własną
biblioteką. Biblioteka ta, dość przestronna, nie przeładowana, zawierała
jedną tylko książeczkę. O, proszę nie obrażać Biedajstwa podejrzeniami
o nieuczoność, książeczka była bardzo, bardzo wartościowa, była to
bowiem książeczka PKO.
Biedajstwo zaglądało niekiedy w ten wolumen cichaczem, ukradkiem, z dala od sąsiadów,
a zwłaszcza od Żyjątka.
Kiedy wyczytało w owym najwartościowszym dziele dobrą dla siebie wiadomość, chwytało
dowód osobisty i drobiło na najbliższą pocztę. Przy kasie PKO zawsze stoi kolejka. Nie jest
to kolej NOWOCZESNA, a raczej tak zwana ciuchcia z kominem jak rura i z maszynistą
zupełnie okopconym. Biedajstwo wsiadło więc do ostatniego wagonu, który trząsł okropnie
(to zastanawiające, że nikt nie wpadł na pomysł, żeby we wszystkich kolejkach świata odczepić
ostatni wagon, skoro tak trzęsie).
Jeżeli ktoś jest na końcu, lubi sobie pogwarzyć z tymi, co są przed końcem, skomplementować
tych pośrodku (najbardziej nudnych), a wreszcie tych NA SAMYM POCZĄTKU.
Tym sposobem stojąc w zasmolonej kolejce do kasy PKO, uszy starannie wydłużając, Biedajstwo
zamieniało się podczas każdych pocztowych odwiedzin w zająca. I oto, co usłyszało zajęczymi
słuchami:
Rozdział osiemnasty,
czyli KASA PKO