186
Barbel wpadł we wściekłość. Szczeknął kilka razy, wyjął z zanadrza olbrzymią rózgę łozinową, chwycił wuja
za kark, obnażył mu plecy, na których znajdował się właśnie poemat pt. „Naprzód”, i jął te plecy niemiłosiernie
wspomnianą rózgą okładać.
Chciałem wraz z Chińczykiem wyrwać wuja z rąk okrutnego czarnoksiężnika, ale ten ostatni wyszeptał
zaklęcie, które nas obydwu znieruchomiło w miejscu. Bezsilni i bezradni musieliśmy patrzeć na katusze biednego
wuja Tarabuka.
Ukarawszy wuja Barbel schował rózgę w zanadrze i zawołał:
― Powiedz mi teraz, czy będziesz tańczył, czy nie?
Wuj, zamiast odpowiedzieć, podbiegł do Chińczyka i szepnął:
― Przyjacielu, spójrz przez lupę na moje nieszczęsne plecy i zobacz, czy podły czarnoksiężnik nie popsuł
uderzeniami mego poematu?
Chińczyk spojrzał przez lupę na plecy wuja i jęknął boleściwie:
― Niestety! Poemat stał się nieczytelny! Litery znikły pod natłokiem sińców, pręg, skaz i szram! Jeden czyn
brutalny zniweczył pracę długoletniego natchnienia!
― O przeklęty czarnoksiężniku! ― jęknął wuj Tarabuk. ― Niech kara Boża spadnie na ciebie!
― Jeżeli nie będziesz posłuszny mym rozkazom ― odpowiedział nielitościwy Barbel ― postaram się
o nieczytelność i reszty twych utworów.
Słowa te wywarły na wuju Tarabuku wrażenie tak potężne, że natychmiast odmienił swe pierwotne
postanowienie:
― Będę tańczył ― szepnął głosem złamanym. ― Będę tańczył aż do upadłego! Uczynię ze siebie ofiarę dla
ocalenia utworów, które zasługują na nieśmiertelność. Niestety, jestem jedynym wydaniem moich własnych dzieł,
nie mogę tedy narażać siebie na tego rodzaju niebezpieczeństwo i na tego rodzaju straty nieodżałowane!
Ogień na trójnogu zakłębił się i zapłonął rzęsiściej. Z wnętrza jego wynikła głośniejsza muzyka, która
napełniła dźwiękami całą komnatę.