184
―Wuju! ―szepnąłem. ―Na litość Boga, nie opieraj się i nie wszczynaj zbytecznej kłótni. Bądź rad, że kupują
nas hurtem i że będziemy wspólnie dzielili swe losy. Byłoby stokroć gorzej, gdyby nas sprzedano rozmaitym
czarnoksiężnikom i gdybyśmy musieli rozstać się i zatracić wszelką wieść o sobie.
Wuj Tarabuk dumnie podniósł głowę.
― Nie mogę się zgodzić na to, abym został tak tanim nabytkiem! ― zawołał głosem uroczystym. ― Wart
jestem przynajmniej tysiąca dukatów.
― Nikt cię o zgodę me pyta ― odparła olbrzymka.
― I nikt nie da tysiąca dukatów za takiego smolucha ― dorzucił warcząc czarnoksiężnik.
― Nie jestem smoluchem, lecz poetą! Przyjrzyj się mojej twarzy, a przekonasz się, iż świetnieją na niej
tatuowane poezje!
― Ani mi się śni przyglądać takiej twarzy! ― odrzekł czarnoksiężnik. ― Bądź zadowolony, że daję za ciebie
jednego cekina, boś niewart nawet grosza.
Czarnoksiężnik z pogardą odwrócił się od wuja Tarabuka i wypłacił olbrzymce należność za mnie, Chińczyka
oraz upartego a nieszczęsnego właściciela zadrukowanej twarzy.
― Przeniosę was teraz do mego pałacu z pomocą zaklęcia ― rzekł zwracając się do nas. ― W ciągu jednej
minuty będziecie na miejscu.
Czarnoksiężnik wyciągnął nad nami dłonie i wyszeptał zaklęcie.
Natychmiast pod wpływem wyszeptanego zaklęcia jakaś siła niewidzialna przeniosła nas do wnętrza pałacu
potwornego Barbela.
Znaleźliśmy się nagle w komnacie pałacowej o ścianach pozłocistych, na których wisiały portrety dziadów
i pradziadów Barbela. Twarze ich miały rysy mopsie, tak że od pierwszego wejrzenia można było z łatwością
stwierdzić podobieństwo rodzinne pomiędzy Barbelem a jego przodkami.
Wgłębi komnaty stały trzy otomany: jedna zielona, druga błękitna, trzecia złota. Na zielonej leżała królewna
w szatach zielonych, na błękitnej - królewna w szatach błękitnych, a na złotej - królewna w szatach złocistych.
Wszystkie trzy królewny zdawały się być nieruchome, drętwe i jakby nieżywe.