174
― Miałem tyle kłopotów i nieszczęść, że zapomniałem zupełnie o swej obietnicy.
― Widzę, że nie mogę polegać na tobie ― odpowiedział wuj Tarabuk. ― Każesz mi zbyt długo czekać
na sposobność, a tymczasem starzeję się z dniem każdym i boję się owej chwili, gdy piękna królewna, oczarowana
moim wierszem, dozna poniekąd zawodu, ujrzawszy samego autora zbyt leciwego i zbyt wiekowego. Zamiast
mię nazwać swym mężem, nazwie starym dziadem. Postanowiłem tedy wyruszyć w podróż razem z tobą. Uczony
Chińczyk będzie nam towarzyszył. Chciałbym to uczynić jak najprędzej. Kiedy zamierzasz opuścić Bagdad?
― Jestem gotów odjechać choćby dziś jeszcze ― odrzekłem. ― Żądza podróży stała się moim nałogiem.
W Bagdadzie nie widuję nikogo prócz ciebie i Chińczyka. Tam zaś, w krajach nieznanych, oglądam takie dziwy
i cuda, o jakich wy obydwaj nie macie pojęcia. Wszystko tam jest zaklęte i zaczarowane. Na każdej wyspie rozkwita
inna baśń. W każdej baśni przebywa inna królewna.
―Awięc skierujemy bieg okrętuwprost ku baśni!―zawołał z zapałemwuj Tarabuk.―Poślubię najpiękniejszą
królewnę i zostanę królem zaklętej wyspy. Co myślisz o tym, Sindbadzie?
― Myślę, że królowanie na wyspie zaklętej byłoby dla wuja najodpowiedniejszym zajęciem.
― Siadłbym sobie na tronie i nic bym nie robił, jeno bym królował i królował! Pomyśl tylko: poeta na tronie!
Co za cudowny zbieg okoliczności! Od czasu do czasu mój Chińczyk wobec zgromadzonego narodu odczytywałby
na głos z mych pleców poemat pt. „Naprzód”, a piękna królewna, oczarowana moim poematem, mdlałaby ze
wzruszenia i prosiłaby obecnych: „Nie cućcie mnie i nie pozbawiajcie zemdlenia, bo chcę zemdleniemuczcić poemat
mego męża Tarabuka!” Co myślisz o tym, Sindbadzie?
― Myślę, że obecność wuja na wyspie zaklętej jest konieczna i niezbędna.
― A więc jutro opuszczamy Bagdad! ― zawyrokował wuj głosem stanowczym.
Stanowczość wuja bardzo mi się podobała. Obawiałem się tylko, że dziwaczny jego wygląd zbudzi pewne
podejrzenia w mieszkańcach wysp zaklętych. Może właśnie z tego powodu miałem noc bardzo niespokojną.
Przyśnił mi się, jak zazwyczaj, Diabeł Morski. Drwiąco patrzył na mnie swymi ślepiami i śmiał się do rozpuku.
― Czemu się śmiejesz? ― spytałem.