173
Przygoda siódma
Wróciłem do Bagdadu nie bez przykrego poczucia samotności. Zazwyczaj widok wuja Tarabuka po długiej
niebytności w domu sprawiał mi przyjemność. Od czasu jednak gdy wuj Tarabuk odmienił swą postać pod wpływem
i namową Chińczyka, nie mogłem już na jego widok doznawać uczuć rodzinnych. Nie wydawał mi się po dawnemu
wujem, lecz dziwacznym potworem. Na domiar złego nie pozbyłem się moich obaw i podejrzeń. Wciąż jeszcze
tkwiła mi w głowie nieznośna i uparta myśl, że wuj pragnie jeszcze za życia przedrukować swe utwory na powierzchni
mego ciała.
Niespokojnie i nieufnie wszedłem do pałacu.
Wuj Tarabuk powitał mię radośnie. Chińczyk, który stał tuż obok niego, skłonił mi się życzliwie.
― Drogi mój Sindbadzie! ― zawołał wuj. ― Cieszę się, że wracasz zdrów i wesół. Wiedz o tym, że dzień
dzisiejszy jest dla mnie dniem uroczystym. Pamiętasz chyba, że w czasie ostatniego twego pobytu w Bagdadzie
plecy moje nie były jeszcze uświetnione żadnym drukiem. Miałem właśnie w pomyśle cudowny poemat i czekałem
na jegowykonanie. Ukończyłemgowłaśnie wczoraj, a dzisiaj mój przyjaciel, Chińczyk, wydrukował mi go na plecach.
Upajam się tą myślą, że mam na plecach prawdziwe arcydzieło, wspaniały poemat pt. „Naprzód”. Jest to utwór
buńczuczny, czupurny, zawadiacki i zuchwały! Utwór pełenwykrzykników. Utwór wzbierającymęstwem i odwagą!Mam
go na plecach! Wprawdzie skazany jestem na to, iż nigdy własnymi oczyma nie będę go mógł odczytać, lecz mój
chiński przyjaciel co dzień z rana odczytuje mi głośno ów poemat.
Chińczyk uśmiechnął się i z lekka poklepał wuja po plecach. Stwierdziłem z zadowoleniem, że wuj zapomniał
jakoś o przekazanym mi prawie przedruku, a w każdym razie nie poruszał tej drażliwej sprawy.
Zmęczony długą podróżą, udałem się wkrótce na spoczynek. Nazajutrz wuj spytał mnie, czy tym razem
wręczyłem jego wiersz. jakiejkolwiek królewnie.
― Przebacz mi, wuju, moje karygodne zapomnienie ― zawołałem nieco zawstydzony.
1...,166,167,168,169,170,171,172,173,174,175 177,178,179,180,181,182,183,184,185,186,...198