166
Wino wkrótce uderzyło mi do głowy i dzięki upojeniu odzyskałem dawną wesołość. Zacząłem śmiać się,
skakać i śpiewać rozmaite pieśni.
― Skądże ta wesołość w tobie, kosiu mój smutny? ― spytał staruch. ― Zazdroszczę ci tej wesołości. Nigdy
jeszcze w życiu nie śmiałem się i nie śpiewałem. Pragnąłbym nauczyć się śmiechu i śpiewu.
― Nauka to łatwa i niedługa ― odpowiedziałem napełniając znowu tykwę winem. ― Wypij jeno do dna
zawartość tej tykwy, a natychmiast pozyskasz zdolność śmiechu i śpiewu.
Staruch chciwie pochwycił podaną mu tykwę i wychylił do dna jej zawartość. Wino natychmiast zaszumiało
mu w głowie. Zaczął wykrzykiwać jakieś słowa bez związku i bez treści. Próbował nawet śmiać się i śpiewać, lecz
zamiast śmiechu wykrztuszał z gardła wstrętne i ochrypłe rzężenie, a zamiast śpiewu wydawał dziwne dźwięki,
podobne w części do poryków bawolich, a w części do wronich krakań. Wreszcie stracił przytomność i spadł z mego
karku na ziemię - pijany i bezwładny.
Pozbywszy się nagle potwornego brzemienia uczułem ulgę radosną. Odskoczyłem w bok od leżącego
na ziemi starca i wesoło pobiegłem w głąb lasu. Dzięki winu, którym udało mi się upoić potwornego starucha,
uszedłem czyhającej na mnie śmierci.
Szybko biegłem po lesie, aby co prędzej oddalić się od wstrętnego starucha.
Przebiegając koło gęstwiny nieznanych mi krzewów spostrzegłem ukosem kwiat tak dziwny i niezwykły,
żem przystanął zwabiony jego widokiem. Był to kwiat drobny, lecz utkany ze złotego płomienia, który jarzył się tak
mocno i rzęsiście, że dłonią przesłoniłem oczy, oślepione cudownym blaskiem.
Zerwałem kwiat ostrożnie, bojąc się, że mię sparzy swym płomiennym kielichem. Przekonałem się jednak,
że płomień tego kwiecia wcale nie parzy, lecz nieci swym dotykiem siły żywotne i budzi ze wszelkiej ospałości.
Natychmiast opuściło mię znużenie i uczułem się niby ockniony z ciężkiego snu.
Schowałem kwiat w zanadrze, aby go mieć bliżej serca, które pod wpływem jego ciepła zabiło mocniej
i radośniej. Zdawało mi się, że wciąż i nieustannie ocykam się z rozmaitych przykrych snów. Pełen tych ocknień
pobiegłem dalej.