160
Wyjąłem szkatułę z kieszeni i podałem mu ją natychmiast. Stary marynarz z łatwością otworzył szkatułę,
zajrzał do wnętrza i wyjął stamtąd świstek papieru, którego widok napełnił mię przerażeniem. Poznałem od razu
ów świstek! Był to list Diabła Morskiego! Zrozumiałem, że jestem znów ofiarą jego wybiegów! Stary i wytrawny
marynarz rozwinął list, wdział na nos okulary i zaczął w milczeniu odczytywać pismo diabelskie.
Zbladłem. Nogi zachwiały się pode mną. Zdawało mi się, że za chwilę stracę przytomność.
― Oho! ― zawołał stary i wytrawny marynarz. ― Nie wiedziałem, że mamy na pokładzie takiego ptaszka,
do którego sam Diabeł Morski pisuje listy poufne! Jak ci na imię, czcigodny podróżniku?
― Sindbad ― odrzekłem głosem drżącym.
― Właśnie do Sindbada pisany jest ten list.
― Nie zaprzeczam zgoła, że jest pisany do mnie. W tej chwili zbliżył się do nas kapitan i stary marynarz
zwrócił się do niego.
― Niestety, kapitanie! ― zawołał głosem grobowo złowieszczym. ― Ów podróżnik, któremu na imię
Sindbad, obarczył nasz pokład listem Diabła Morskiego. Obecność tego listu na okręcie wróży klęski i nieszczęścia.
Musimy się co prędzej pozbyć i listu, i jego właściciela. Ten ostatni, moim zdaniem, jest narzeczonym córki Diabła
Morskiego.
Kapitan zrozpaczony chwycił się za głowę.
― Na rany Boskie! ― zawołał. ― Za co tak wygórowane nieszczęście spada na mnie i mój okręt! Wrzućcie
natychmiast list do morza, zaś temu podróżnikowi dajcie łódź, aby niezwłocznie odpłynął, kędy zechce, byleby
opuścił nasz okręt.
Stary i wytrawny marynarz wrzucił list do morza. List, jak zazwyczaj, pokurczył się, zamienił się w pianę
i zniknął. Po czym spuszczono łódź na morze i dano mi do rąk dwa wiosła. Zszedłem do łodzi po drabinie
i powiosłowałem przed siebie nie wiedząc, dokąd mam płynąć.
Okręt wkrótce zniknął mi z oczu. Zostałem sam w łodzi, na pełnym morzu, z dala od wszelkich lądów.
1...,153,154,155,156,157,158,159,160,161,162 164,165,166,167,168,169,170,171,172,173,...198