151
Zbudziłem się natychmiast i ujrzałem scenę, której nigdy nie zapomnę. Żona moja otyłymi dłońmi wpiła się
w widmowe, złociste warkocze przerażonej Urgeli. Widziałem, jak dłonie Stelli nie mogąc rozszarpać zbyt nikłych
i niepochwytnych warkoczy ześliznęły się na piersi wróżki i wpiły się paznokciami w jej widmowe, niepochwytne
ciało, które było jeno snem zlęknionym. Smukła, powiewna postać Urgeli przepełniła się dreszczem, pod którego
przemocą ciało jej tak wyprzejrzyściało, że obicia przeświecały przez nie. Wreszcie dłonie Stelli nie mogąc wyczuć
kształtów Urgeli podążyły ku lutni złotej, którą w ręku trzymała, wyrwały tę lutnię i poszarpały ją w złote strzępy,
które spłonęły jak jęzory ognia i zgasły raz na zawsze.
Wówczas jęk i płacz melodyjny wyrwał się z piersi Urgeli.
― Zabiła mnie, pozbawiając lutni! ― jęczała Urgela. ― Nie dano mi umrzeć, bom nie żyła, tylko śniłam się
ludziom, ale już odtąd nigdy nikomu przyśnić mi się nie wolno!
I z tymi słowy na ustach Urgela znikła, aby już nigdy nie odwiedzić mnie we śnie.
Zbrodnia mojej nieco zbyt otyłej małżonki napełniła mię takim wstrętem i oburzeniem, żem natychmiast
opuścił pałac i pędząc co tchu przed siebie, skierowałem swój bieg ku morzu. W pierwszej chwili chciałem się
utopić i byłbym to z pewnością uczynił, gdyby nie ten przypadek szczęśliwy, iż dobiegłszy do brzegu ujrzałemokręt, który
płynął w pobliżu. Na mój okrzyk okręt zbliżył się do brzegu. Wbiegłem na pokład błagając kapitana, aby co prędzej
odbił od brzegu, gdyż bałem się pogoni mej małżonki. Okazało się, iż okręt płynął w stronę Balsory. Żegluga
nasza trwała kilka miesięcy. Po upływie wspomnianych miesięcy wylądowałem w porcie balsorskim.