146
― Wezmę tedy jeszcze tę jedną pod warunkiem, że będzie ostatnia.
Podczas gdy jadłem wskazaną mi przez tłuściocha sardynkę, ten ostatni znów klasnął w dłonie i zwrócił głowę
do drzwi.
― Kalebasie ― zawołał ― podaj nam co tchu dwie filiżanki rosołu z pasztecikami.
― Pasjami lubię rosół - zauważyłem.
― A więc pij, póki gorący, ale ostrożnie, abyś nie oparzył warg.
― Paszteciki... znakomite! ― rzekłem udając zachwyt.
― Nieprawdaż? ― zawołał tłuścioch chuchając i poruszając kolisto rozwartymi wargami, tak jakby
smakowicie borykał się ze zbyt gorącym pasztecikiem. - Są to paszteciki mego własnego pomysłu. W ich wonnym
i parnym wnętrzu tkwi odrobina jarząbka, źdźbło kapłona, naparstek móżdżku i złotawa krztyna szpiku wołowego.
Piękna to zaiste chwila, gdy owe z rozmaitej dziedziny mięsiwa i tłuszczyki wejdą pomiędzy sobą w milczące
porozumienie, ażeby wspólnie utworzyć jednolity i niepodzielny smakołyk! Jarząbek zapożyczy smaku od kapłona,
kapłon - od móżdżku, aż wreszcie wszystko troje przesiąknie na wskroś wnikliwym szpikiem, aby napęcznieć,
wyprzejrzyścieć i przysposobić się do ostatecznego roztajania na szlachetnym podniebieniu pożądanego gościa!
Każde słowo tłuściocha aż do bólu podniecało mój głód i apetyt.. Postanowiłem jednak aż do końca grać
powziętą rolę w tej nadziei iż tłuścioch zlituje się wreszcie nade mną i uraczy mię choćby jedną rzeczywistą potrawą.
Tymczasem wszakże musiałem zjadać potrawy urojone, które nam podawał urojony Kalebas. Było tych
potraw bez liku, tak że w końcu straciłem wszelką rachubę.
Przyszławreszcie chwila, gdy tłuścioch kazał podaćwino i desery. Urojony Kalebas natychmiast spełnił to zlecenie.
―Stół ugina się pod butlami wina―rzekł tłuściochwskazując pustą powierzchnię stołu. ―Czy jesteś znawcąwin?
― I owszem ― odrzekłem.
― Pozwól więc, człowieku wybredny, że ci po brzegi wypełnię puchar tym oto wińskiem z Wysp Papuzich,
które to wyspy odznaczają się tym, iż nie ma na nich ani jednej papugi, lecz same co najprzedniejsze winogrona.
Udałem, żem pochwycił w dłonie napełniony puchar i przywarłem go do ust.
― Widzę, żeś jednym tchem całą zawartość wychylił; pozwól, że ci doleję.
1...,139,140,141,142,143,144,145,146,147,148 150,151,152,153,154,155,156,157,158,159,...198