138
Oślepłem w tej chwili na wszelkie inne uczucia prócz gniewu i zemsty. Nie widziałem wokół i przed sobą
nic prócz Diabła Morskiego, którego chciałem, którego musiałem pochwycić. Któż mi uwierzy, gdy powiem,
żeśmy biegli dwa dni i dwie noce bez ustanku! A jednak tak było! Dwa dni i dwie noce - bez wytchnienia,
bez spocznienia! Diabeł uciekał w stronę Balsory i na trzeci dzień goniłem go już po ulicach tego miasta.
Nie zauważyłem jednak, że się znajdujemy w Balsorze. Oślepiony wściekłością, nie widziałem miasta, widziałem
tylko Diabła, którego chciałem, którego musiałem pochwycić. Potwór tymczasem skierował swój bieg w stronę
portu balsorskiego. Biegłem za nim. Dotarliśmy w ten sposób do samego portu, gdzie stał okręt, który w tej chwili
miał odbić od brzegu. Lecz nie widziałem okrętu ani portu - widziałem tylko Diabła, którego musiałem pochwycić.
Odwrócił właśnie ku mnie swój łeb i po raz ostatni zawołał:
― Musisz zabić we śnie Urgelę, zamordować na jawie wuja Tarabuka i śmiać się z tych dwóch czynów i we
śnie, i na jawie.
Powtórzył tesłowapo razostatni iwbiegł napokładodchodzącegookrętu.Wbiegłemzanim.Niezauważyłem,
że okręt odbił już od brzegu i kołysał się na falach wezbranego morza. Nie mogłem tego zauważyć, gdyż właśnie
w tej chwili spostrzegłem, że na karku Diabła Morskiego sterczy rąbek jakiegoś białego przedmiotu, za który łacniej
go mogłem pochwycić. Szybko więc wyciągnąłem dłoń i schwyciłem ów rąbek, który został mi w dłoni, podczas gdy
Diabeł Morski jednym susem przesadził burtę okrętu i zniknął w głębinie morza. Zostałem na pokładzie płynącego
kędyś okrętu z owym białym przedmiotem w dłoni, który to przedmiot był - ni mniej, ni więcej - tylko znanym mi
już od dawna listem Diabła Morskiego.
Ma się rozumieć, iż moje nagłe i niezwykłe wraz z Diabłem Morskim wtargnięcie na pokład nie uszło
uwagi kapitana i załogi. W pierwszej chwili na widok ściganego przeze mnie potwora kapitan osłupiał, a załoga
skamieniała ze zdziwienia. Dzięki tym dwu okolicznościom - osłupienia i skamienienia - nie stawiano nam żadnych
przeszkód i pozwolono wbiec na pokład odpływającego okrętu. Obecnie wszakże i kapitan, i załoga otrząsnęła
się z pierwszych zbyt gwałtownych wrażeń i postanowili zapewne w ten lub inny sposób zaznaczyć swe odrębne
stanowisko w sprawie mego samozwańczego włączenia swej osoby do liczby legalnych pasażerów.