134
―Wierzę ci na słowo―odparł wuj ―aczkolwiek stokroć wolewłasnymi oczyma sprawdzić tożsamość twej osoby.
I wuj podniósł na mnie oczy, dotąd nieruchome i nic nie widzące.
― Poznaję cię ― szepnął głosem słabym i wątłym. ― Poznaję cię, mój drogi Sindbadzie. Przybywasz właśnie
w chwili, gdy nauczony gorzkim doświadczeniem mogę ci dać dobre i cenne na przyszłość rady. Trwalszy jest pergamin,
trwalszy jest papier niźli pamięć płochej dziewczyny. Jeśli kiedykolwiek będziesz wiersze pisywał, notuj je na pergaminie
lub na papierze, kreśl je kciukiem lub małym palcem na piasku, lecz nie karbuj ich nigdy w pamięci dziewczęcej!
Tysiącu dziewcząt powierzyłem swe utwory i ani jedna z tego tysiąca nie dotrzymała mi co dzień ponownie
składanej przysięgi! W ostatnich czasach spłodziłem tyle wierszy, że na każdą dziewczynę przypadło dziewięćset
dziewięćdziesiąt dziewięć cudownie rymowanych utworów. Czyliż mogłem świeżej i młodej pamięci dziewczęcej
udzielić wspanialszego i wdzięczniejszego brzemienia? A jednak spotkała mię niewdzięczność, wołająca o pomstę
do nieba! Wprawdzie zauważyłem, iż od pewnego czasu wszystkie przybladły nieco i zmizerniały. Nie zauważyłem wszakże, iż
wszystkie knuły przeciwko mnie spisek potworny i zbrodniczy! Nie wiem doprawdy - jak i gdzie, i kiedy- wszystkie
zaręczyły się z jakimiś urwisami, pędziwiatrami, oczajduszami i wspólnie ze zgrają swychnarzeczonychumyśliły gromadną
ucieczkę. Dzień dzisiejszy był właśnie umówionymdniemowej ucieczki. Skoro świt - posłyszałemwpałacu jakiś szmer
i szelest, i pełną śmieszków krzątaninę. Byłem jednak tak znużony nocą bezsenną, że mi się nie chciało wstać z łóżka
i zbadać przyczyny owych szmerów i szelestów. Przymknąłem oczy i zdrzemnąłem się najsmakowitszą drzemką
poranną, która nie wchodząc w zakres obowiązkowego snu stanowi tym milszą, że niespodzianą gratkę. Nigdym
jeszcze tak smacznie, tak głęboko i tak zapamiętale nie drzemał. Drzemka, aczkolwiekwyjątkowopokrzepiająca, trwała
krótko jak każdewogóle szczęście. Ocknąłemsię dość rześko i przypomniawszy sobie owe szmery i szelesty jąłembacznie
nasłuchiwać. Wpałacu jednak tym razem trwała cisza tak doskonała i tak nieskalana, jakby go ktoś wyludnił. Pośpiesznie
tedy wdziałem na się ubranie i przebiegłem cały pałac, aby wykryć przyczynę wspomnianych szmerów i szelestów.
Zajrzałem też i do komnat, w których mieszkały dziewczęta. Komnaty były puste. Złe przeczucie ścisnęło mi serce,
a w gardle doznałem czegoś w rodzaju wielce nieznośnej dławicy. Tknięty złym w sercu przeczuciem i udręczony
nieznośną w gardle dławicą, wybiegłem z pałacu. Widok tłumu, zgromadzonego na ulicach, potwierdził moje obawy.