127
Uniosłem pięść do góry i z całych sił uderzyłem w szklaną trumnę. Rozpadła się z jękiem i dzwonieniem
na drobne kawałki. W tej samej chwili kobieta jakby ocknęła się ze snu. Jedną dłonią przetarła oczy, a drugą zmacała
lutnię, jakby chcąc się przekonać czy jej nie zgubiła. Wreszcie przyciskając lutnię do piersi powstała i z wolna zeszła
z głazu na ziemię. Wówczas wzrok jej padł na mnie.
― Tyś rozbił trumnę? - spytała głosem tak śpiewnym, żem nie śmiał na razie odpowiedzieć, wydało mi
się bowiem, iż winienem w odpowiedzi zanucić jakąś pieśń cudowną. Otrząsnąwszy się z pierwszego wrażenia
odrzekłem:
― Tak, rozbiłem twą trumnę odczytawszy napis na głazie.
― Należę przeto do ciebie, bom przyrzekła, iż poślubię człowieka, który rozbije moją trumnę i przywróci
życie memu ciału.
― Dawno temu umarłaś? ― spytałem.
― Nie umierałam nigdy ― odrzekła.
― Czy nigdy nie żyłaś na ziemi?
― Nie żyłam nigdy.
― Powiedz, kim jesteś?
― Nie jestem. Nie ma mię wcale. Nie istnieję. Nie umiem istnieć. Umiem się tylko śnić tym, którzy są snu
spragnieni. I oto teraz śnię się tobie.
Śniłam się dawniej królowi Pawicowi, gdy był jeszcze młodzieńcem, lecz tak go męczył ów sen, że kazał mię
jakiemuś czarownikowi przyłapać na gorącym uczynku zjawienia się we śnie i - przyłapaną - zamknął w szklanej
trumnie, którą spuszczono w podziemia i utwierdzono w niszy na tym oto głazie. Wówczas wyśniłam napis, któryś
na głazie odczytał, a dość mi wyśnić cokolwiek, aby się to spełniło. Napis się spełnił. Obiecałam sobie w duchu
poślubić tego, kto ów napis odczyta i trumnę rozbije, aby mię znowu powołać do czynności sennych. Poślubić
znaczy dla mnie tyle, co śnić się. Będę się tobie odtąd śniła wiernie, posłusznie i dozgonnie. Będę ci we śnie grała
na mojej lutni pieśni rozmaite. A lutnia moja jest dziwna - dość pieśnią wzruszyć jej struny, aby żarzyły się blaskiem
rozmaitym, który wszelkie mroki rozwidnia.