117
―Pomysł twój jest wspaniały i ma zapewne na celu rzucanie postrachu na wroga podczas bitwy. Wyglądałeś
tak strasznie, żem musiał czynić nadludzkie wysiłki, aby nie uciec lub nie zemdleć! Król, który skorzysta z twego
pomysłu, ma zapewnione na wojnie zwycięstwo, żaden bowiem najodważniejszy nawet nieprzyjaciel nie ustoi
przed widokiem straszliwych jeźdźców, którzy prócz grzbietu końskiego małą jeszcze pod sobą tak potworny, a tak
zbyteczny przyrząd! Proszę cię tedy, abyś osiodłał wszystkie rumaki nasze, gdyż chcę sam osobiście wraz z całą
moją ludnością męską dosiąść rumaków osiodłanych.
Zacząłem tedy siodłać rumaki. Siodłałem je trzy dni i trzy noce - na czwarty dzień raz jeszcze pokazałem królowi
i rycerzom, którą nogą powinni wstąpić w strzemię, a którą zarzucić na konia.
Ludność kobieca też się zgromadziła na placu, aby przyglądać się niezwykłemu widowisku.
Nadany znakkról iwszyscy rycerzedosiedli rumakówiwyruszyli kłusemzamiasto.Niestety - król przez zapomnienie
prawą nogą wskoczył do strzemienia, a lewą przerzucił przez grzbiet koński, toteż pędził teraz na czele całego hufu,
odwrócony tyłem do łba końskiego, a przodem do ogona, który dość krzepko dzierżył w dłoni w celu utrwalenia
swego na grzbiecie stanowiska.
Ja i cała ludność kobieca pokłusowaliśmy w ślad za jeźdźcami, aby śledzić dalsze ich losy. Nadaremnie
dawałemkrólowi znaki, aby się zatrzymał i odmienił swoją przykrą pozycję. Król uśmiechał się domnie dobrodusznie
i wołał:
― Nie mam czasu! Albo wrzeszczał:
― Za późno, za późno!
Ten ostatni wrzask królewski zbudził we mnie dość uzasadnione przypuszczenie, iż król mając w dłoniach
jeno ogon koński nie może ani powstrzymać rumaka, ani kierować jego biegiem. Postrzegłem przy tym, iż król
stawał się to blady, to czerwony i wyprawiał na komu dziwne podrygi i poskoki. Blednął poskakując wzwyż - zaś
czerwieniał spadając z powrotem na siodło.
Inni za to rycerze, jak mi się zdawało, tkwili na koniach należycie. Jeźdźcy wbiegli właśnie na wzgórze,
które się za miastem wznosiło, i stamtąd wzięli rozpęd ku zieleniejącej u stóp wzgórza dolinie. Ja i cała ludność
kobieca zatrzymaliśmy się na szczycie wzgórza, aby ze szczytu poglądać na dalsze ich losy.