107
Wówczas jeden z młodszych marynarzy, przyglądając się swym dłoniom kościstym, rzekł z uśmiechem
zadowolenia:
― Dobry byłby ze mnie rosołek - rosołek na kościach z dodatkiem pietruchy, marchwi, selerów tudzież kilku
wonnych liści kapuścianych.
Zgadłem, że karły posiadały znajomość naszego języka, gdyż jeden z nich, w stroju kucharza, podbiegł
do kapitana i do dwóch wspomnianych marynarzy i poklepawszy ich po ramieniu zawołał:
― Dalej za mną do kuchni, mój befsztyczku, mój rosołku i moja szynko, jałowcowych dymów spragniona!
Kapitan i dwaj marynarze usłużnie powstali ze swych miejsc i poszli w ślad za kucharzem. Nadaremnie
wołałem ich po imieniu! Nie słyszeli, nie chcieli słyszeć mych wołań i przestróg! Szatański napój oszołomił ich
w sposób tak dziwny, iż rozkoszą przejmowała ich sama myśl o tym, że będą użyci do smakowitych, przez nich
samych obmyślonych potraw! Szli upojeni swym losem, nieprzytomni od obłędnej radości, rumiani od wypitego
trunku, który trucizną szału zaprawił ich krew. W ich pochodzie do kuchni mogłaby ich powstrzymać ta jedna chyba
wiadomość, że kucharz zamierza użyć ich do innych potraw niż te, do których zgodnie z własnym przekonaniem byli
przeznaczeni nieodparcie. Gdyby ktokolwiek szepnął do ucha kapitanowi, iż zeń nie befsztyk, ale zwykłą pieczeń
lub sztukę mięsa uczynią, kapitan na pewno spłonąłby ze wstydu lub uniósłby się gniewem. Ogarnął mię żal, wstyd
i przerażenie. Cóż mogłem jednak począć?
Nikt nie dawał posłuchu moim przestrogom, które zawczasu czyniłem. Teraz było już za późno! Wszyscy
moi towarzysze stracili przytomność. Wstrętny i niezrozumiały szał rozpanoszył się w ich duszach, zatrutych
osobliwym trunkiem. Każdy z nich śnił jeno i marzył o tym, jaką zeń potrawę uczyni potworny kucharz karłów.
Widocznie karły były niezwykłymi smakoszami i prawa czy też obyczaje wzbraniały im uroczyście najmniejszej
pomyłki w zastosowaniu materiału do odnośnych przeznaczeń kulinarnych, czyli w zastosowaniu treści do formy.
Pomyłkę tego rodzaju uważano tu za zbrodnię i karano rożnem, czyli - mówiąc inaczej - pieczono skazańca na rożnie
aż do skutku. Są to obyczaje wprost potworne, szczególniej ze stanowiska ludzi kulturalnych, którym nie ciążą żadne
popędy ludożercze. Wiedziałem, że stracę koleino wszystkich towarzyszy i że zostanę na wyspie samotny. Tak się
też stało. Po pewnym czasie potworne karły spożyły wszystkich moich przyjaciół, nie pozostawiając mi ani jednego.