105
Wówczas przysiadłem i z całych sił odbiwszy się od pokładu poskoczyłem, a raczej pofrunąłem, gdyż żagiel trzymał mię
w powietrzu i ułatwiał niezmiernie przelot z okrętu na wyspę. Gdym sfrunął na brzeg wyspy, kapitan wraz z całą
załogą winszował mi mego pomysłu. Ogarnęła nas wszystkich radość niezmierna. Oszukane w ten sposób piły ze złością
miotały się wmorzu, ukazując od czasu do czasu swe ostre, zębate narzędzia.
Wyruszyliśmy niezwłocznie w głąb wyspy, aby zbadać, gdzie jesteśmy, i poszukać pożywienia.
Pożywienia nie znaleźliśmy, ale za to natrafiliśmy na jakąś dziwną, niezwykłą osadę, złożoną z lepianek
pokrytych mchem i porostami.
Większy jeszcze podziw zbudziła w nas osobliwa ludność tej osady. Były to karły, podobne do małych
psiaków. Skóra ich była czarna jak heban, a oczy purpurowe i błyskotliwe jak żużle. Pod szerokim nosem z ruchliwymi
nozdrzami szerzyła się olbrzymia paszcza, uzbrojona w wielkie białe kły. Zoczywszy nas z dala, zaczęły rękami dawać
znaki uprzejme, zapraszając w gościnę.
― Kapitanie ― rzekłem― nie dowierzam jakoś tym ludziom i ich gościnności. Podobni są raczej do diabłów
niż do ludzi.
―Pozory mylą―odrzekł kapitan. ―Częstokroć spotykałemw życiu ludzi potwornych z dobrym sercem i ludzi
pięknego oblicza pozbawionych zgoła serca. Myślę, iż śmiało możemy zaufać znakom, które nam dają. Z pewnością
wśród tych potworów znajdziemy tkliwszą opiekę i gościnność niż gdzie indziej.
Marynarze społem potwierdzili słowa kapitana. Pośpiesznym tedy krokiem zbliżyliśmy się do osady. Karzełki
otoczyły nas i przyglądały się nam ciekawie z jakimś dziwnym, rzekłbym, smakowitym wyrazem twarzy.
― Kapitanie ― szepnąłem znowu ― czy nie uważasz, iż te karły patrzą na nas zbyt smakowicie? Czy nie jest
to spojrzenie wytrawnych i wybrednych ludożerców? Patrzą bowiem tak, jakby przemyśliwały nad tym, jakimi
korzeniami i sosami przyprawić to mięsiwo, które tymczasem uważamy za własne, niejadalne i nietykalne
ciało.
― Jesteś zbyt podejrzliwy ― odrzekł kapitan. ― Są to raczej dobroduszne potwory, które chcą się z nami
podzielić zapasami swojej żywności.