111
― Nie trap się i nie smuć przypadkowo nabytą czarnością twej towarzyszki. Znam ja się na tych rzeczach
i dlatego też zawsze mam przy sobie w kieszeni maść, która wszelką tego rodzaju czarność wywabia bez śladu.
Udzielę ci tej maści i zobaczysz, jak twoja dziewczyna zbieleje.
― Niestety! ― zauważyłem― odmycie lub odbarwienie tej czarności przyprawi moją towarzyszkę o śmierć
niechybną, jak to jej zapowiedział wstrętny karzeł.
― Kpij sobie z karła i z jego zapowiedzi! ― rzekł na to stary i wytrawny marynarz. ― Chciało się czarnemu
karłowi czarnej żonki, więc jej przebiegle uniemożliwił zbyt zresztą łatwy powrót do białości zmyśloną pogróżką
śmierci. Nic się złego dziewusze nie stanie, jeśli zbieleje i znowu do ludzi się upodobni. Ufaj staremu i wytrawnemu
marynarzowi, który jednocześnie jest posiadaczem zbawiennej maści. Nikogo jeszcze białość do grobu nie wpędziła!
Im więcej człowiek ma ludzkiego wyglądu, tym raźniej czuje się na ciele i na duszy.
Mówiąc to stary i wytrawnymarynarzwyjął z kieszeni słoik zewspomnianąmaścią i podał mi go z uśmiechem:
― Poniechaj wiary w bajki i strachy, a korzystaj lepiej z mojej maści. Posmaruj tą maścią dziewczynę o samej
północy, a zbieleje bez mała jak lilia!
Słowa starego i wytrawnegomarynarza nie tylkomnie, lecz nawet Arminie trafiły do przekonania. Postanowiliśmy
oboje natychmiast skorzystać z ofiarowanej mi maści. Arminę dręczył wprawdzie jakiś nieokreślony niepokój,
lecz starała się go stłumić.
― Nareszcie zbieleję i po dawnemu będę podobna do alabastru ― mówiła patrząc mi prosto w oczy. ―
Radość rozpiera mi piersi na samą myśl o tym, że przeciwna memu przyrodzeniu czarność nie będzie już przesłaniała
twym oczom całkowitego czaru mej postaci! Ów mię poczernił, ty zaś mię pobielisz i wszystko będzie jak najlepiej!
Wszakże spokój i wesołość Arminy były udane. Zauważyłem, iż mówi o sobie częstokroć w czasie przeszłym,
jak o kimś, kto już nie żyje. Raz nawet w trwożnym i osobliwym roztargnieniu szepnęła:
―Kiedy żyłam na świecie, zawsze wyczekiwałam jakiegoś ogromnego, większego ode mnie samej szczęścia,
ale szczęście nie przyszło. Dziś, gdy jużmnie niema, czuję, że jestemowielewiększa od owego szczęścia, które nie przyszło...
― Nie mów, Armino, o sobie jak o umarłej ― szepnąłem biorąc ją za rękę. ― Trwogą przejmują mnie twoje
słowa i ów czas przeszły, którego stale używasz dzięki roztargnieniu. Bądź jak najlepszychmyśli. Starymarynarzma słuszność.