102
Możesz więc śmiało pozostać na naszym okręcie, proszę cię tylko o jedno, a mianowicie - abyś od czasu do czasu
opowiadał mi o Diable Morskim wszystko, co masz do opowiedzenia.
― Przyrzekam ci, kapitanie, i dotrzymam słowa! ― odparłem z ukłonem.
I rzeczywiście, stosując się zbyt może pilnie do swego przyrzeczenia co rano i co wieczór opowiadałem
kapitanowi wszystkie moje z Diabłem Morskim zajścia, tak iż po pewnym czasie kapitan, dziwnym obrzucając mię
spojrzeniem, rzekł surowo:
― Biedny Sindbadzie, bo tak się wszak nazywasz? - mam dla ciebie współczucie, a chociaż mógłbym
i dziś jeszcze utopić cię w morzu, pozwalam ci jednak i nadal pozostać na okręcie, proszę cię wszakże o jedno,
a mianowicie: abyś przestał opowiadać mi o Diable Morskim wszystko, co masz do opowiadania.
― Przyrzekam ci, kapitanie, i dotrzymam słowa! ― odparłem z ukłonem.
I rzeczywiście zaprzestałem odtąd swoich opowiadań.
Marynarze widząc przychylność, którą mi kapitan przy każdej sposobności okazywał, nabrali do mnie
zaufania, a nawet - po pewnym czasie - zawarli ze mną ścisłą przyjaźń. Nigdy dotąd nie spędzałem na okręcie czasu
tak przyjemnie i tak swobodnie.
Lecz obecność listu diabelskiego w mojej kieszeni nie przeminęła bez skutku. Wiedziałem zresztą, iż prędzej
czy później musi spaść na nas klęska. I klęska spadła w chwili najmniej przez wszystkich spodziewanej.
Pewnego dnia okręt nasz znajdował się w pobliżu wyspy nieznanego nazwiska. Zauważyliśmy nagle, iż okręt
bez przyczyny widomej ociężał i pogrążył się w wodzie głębiej niż zazwyczaj.
Kapitan z garstką marynarzy zszedł na spód okrętu, aby zbadać tajemniczą przyczynę tak nagłej zmiany.
Po chwili wrócił na pokład blady jak kreda.
― Źle z nami! ― rzekł do załogi. ― Nieprzeliczona zgraja pił osaczyła nasz okręt i już go w kilku miejscach
przedziurawiła. Przesłaniamy dziury, jak i czym możemy, ale walka jest bardzo trudna. O ile bowiem łatwo sobie
z jedną piłą poradzić, o tyle trudno z gromadą.